niedziela, 9 sierpnia 2015

Greatest lessons I've ever learned cz.1

Mnóstwo razy zaczynałam pisać ten tekst i usuwałam go, mając wrażenie, że jest nieodpowiedni. Bo racja, żadne słowa w tym przypadku nie będą dobre. Ale postanowiłam, że muszę to zrobić, bo to moje życie i wtedy wszystko się skończyło, a drugie się zaczęło. I to najpiękniejsza, choć też najtrudniejsza lekcja, jakiej się nauczyłam.

Jeśli niektórzy z Was pamiętają mnie z poprzedniego miejsca, na którym pisałam, to wiecie, że w lutym byłam szczęśliwą dziewczyną, spełniającą się i zakochaną narzeczoną. Mężczyzna, którego pokochałam, był najpiękniejszym facetem na świecie. Dobry, czułe serce, mnóstwo pasji, zainteresowań, przystojny. Totalnie mój. Pewnego pięknego dnia wstaliśmy rano i ruszyliśmy w świat. Nie wróciliśmy razem.

W jednym momencie pojawiło się miliony łez, drżenie ciała, no i wszędzie pustka, ta cholerna ciemność. Nie wiedziałam, co zrobić, nie chciało mi się nic, nie byłam gotowa na takie życie, ale byłam pewna jednego. Chciałam żyć. Tak bardzo pragnęłam jeszcze być szczęśliwa, najbardziej marzyłam o cofnięciu czasu.

Wyjechałam z naszego świata. Z dala od domu i od miejsc, gdzie był ON. On, on, on. Skryłam się i uczyłam się żyć na nowo. Teraz, gdy patrzę na to już z większym dystansem, dziwię się, skąd miałam tyle siły. Skąd? To dzięki niemu, to ON nauczył mnie, jak tak żyć, by się nie poddawać, by walczyć o siebie i o swoje szczęście. To dzięki niemu przeżyłam czas bez niego.



To najpiękniejsza lekcja, jaką dostałam w życiu. To ON mi dał taką lekcję, która sprawiła, że nie zostałam wrakiem. Nauczyłam się, jak walczyć o swoje życie, nawet jeśli jesteśmy na dnie i wszystko zostało nam odebrane. Nawet, jeśli pozornie nie mamy nadziei. Możemy więcej niż podpowiada nam umysł. Cholerna prawda. 



Wybaczcie mi ten post, myślę, że kolejne nie będą takie dołujące. Najcudowniejsze lekcje, jakie dostałam od życia podzieliłam na trzy części, do każdej chcę dodać krótką historię, także tekst byłby za długi.



Polecam wzięcie udziału w tym wyzwaniu, robi wrażenie i jest naprawdę wymagające! ;)

52 komentarze:

  1. Mój "były" też wiele nauczył. W cudzysłowie, bo nawet się nie widzieliśmy. Dwuletnia intensywna wirtualna znajomość, stchórzenie z jego strony, kiedy spotkanie stało się realne, gierki. Moja zapaść całkowita zdrowotnie-mentalna, a potem... odrodzenie :) Ci, którzy najbardziej ranią, często w gruncie rzeczy wyświadczają nam przysługę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ON mnie nie zranił, co prawda kiedy go już nie było, nienawidziłam go strasznie, że właśnie już go nie ma, ale nic nie mogło się stać, żeby powrócił. Nie jestem pewna, czy odrodzenie już przyszło, na pewno na wiele nie jestem jeszcze gotowa, ale równocześnie pół roku, które już minęło było straszne, chociaż przyniosło mi najwięcej satysfakcji. ;)

      Usuń
    2. Do mnie też nie do końca. Niby jest dużo lepiej, ale miewam chwile smutku, zwątpienie i, o zgrozo - tęsknoty... Grunt, że wyciągnęłyśmy odpowiednie wnioski, idziemy do przodu. Damy radę :)

      Usuń
    3. Hm, u mnie jest dziwnie. Wiem, że odszedł, jestem tego totalnie świadoma, gdy idę na cmentarz, ale... czasem czuję się, że po prostu jest u siebie, jak to w związkach na odległość bywa, że pracuje, uczy się i szwenda się z najlepszym przyjacielem, że niedługo przyjedzie i wszystko będzie spoko. Ale coraz rzadziej to mam. Coraz częściej po prostu wiem, że to skończone, a moje życie idzie dalej i to może brutalne, niektórzy mówią, że za wcześnie zaczęłam normalnie żyć, ale nie chcę zmarnować swojego życia, tej teraźniejszości, właśnie dzięki niemu i tylko dzięki temu facetowi. A wiem, że teraz będę miała niesamowitą podporę życia na górze :)

      Usuń
    4. Nigdy nie jest za wcześnie ani za późno - zależy od człowieka. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej mądrości i dojrzałości.

      Usuń
    5. Masz rację, coś w tym jest. Tylko wiesz, ludzie starsi czy konserwatywni, tradycjonaliści wciąż mówią o rocznej żałobie. A ja... nie potrafię. Nie umiem na pokaz cierpieć, nosić się na czarno. Po co? Jest mi smutno, ale uśmiecham się, śmieję się i od razu widzę wtedy jego twarz i jeszcze bardziej się śmieję, przyjmując złe spojrzenia jego babci. :)

      Ojej, dziękuję Ci bardzo!

      Usuń
  2. To podobnie jak ja. Moja i mojego byłego droga w pewnym momencie się rozeszły. Nie wiedziałam jak żyć, jak żyć bez niego. Długo zajął mi powrót do normalnego życia. Ale mam podobne przeczucie do Twojego, że dalej chce żyć i być szczęśliwa. Mimo że jestem samotna, wprawdzie było kilku facetów, ale jak się okazało - wszystkie te relacje zakończyły się porażką, wciąż wierzę, że znajdę szczęście. Żyję swoim życiem. A on - mój były - zaledwie 10 miesięcy odkąd nie byliśmy ze sobą - znalazł sobie inną, zaledwie po pół roku bycia ze sobą się zaręczyli, po kolejnych dwóch latach wzięli ślub, a po 9 miesiącach w lipcu pojawiło się ich dziecko. On mi jest już zupełnie obojętny, ale po prostu zabolał mnie fakt, że tak wszystko u niego szybko się potoczyło a u mnie wciąż zastój. Mimo że odnoszę sukcesy na studiach i teraz wiem, że to praca, którą chciałabym wykonywać to w życiu uczuciowym totalna porażka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mężczyzna, którego kocha(ła)m już nigdy nie będzie czyjś. Nikt z nim już nie porozmawia ani nie będzie cieszył się jego widokiem. Wolałabym, żeby żył gdzieś, żeby był gdzieś szczęśliwy. Zginął tragicznie i spowodował zastój w wielu życiach.

      Ale masz rację, takie wydarzenia uderzają w człowieka. Mam nadzieję, że u Ciebie w kwestii miłosnej znajdziesz szczęście, które będzie Ci pisane. ;)

      Usuń
    2. To najgorsze co może spotkać człowieka, kiedy druga osoba - którą się kocha - odchodzi w taki sposób jak Twój ukochany.

      Wszystkie sytuacje odbijają się na człowieku. Najgorsze u mnie było to, że sam z siebie zaproponował zaręczyny, byłam szczęśliwa, że myśli poważnie, zabrał mnie nawet do jubilera, a jak przyszło co do czego to stwierdził, że ciężko to zorganizować, a po niecałym półtora roku od naszego rozstania już był zaręczony - wtedy nie było ciężko będąc zaledwie pół roku w związku ( bo po takim czasie dał jej pierścionek ).

      Usuń
    3. Tak, a wiesz co mnie wtedy totalnie dołowało? Że ludzie zupełnie nie potrafią zareagować na to i wolą palnąć jakąś totalnie beznadziejną rzecz niż po prostu powiedzieć, że im przykro. Raz na pocieszenie usłyszałam, że przynajmniej nie zdążyliśmy wziąć ślubu, to nie zostałam wdową w wieku 20 lat, dzięki man.

      Wydaje mi się, że faceci bywają całkowicie niedojrzali i szukają jakichś dziwnych sposobów na zerwanie. Kurde, wyszukują głupie wymówki, bronią się, jak dzieci, kiedy tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego. Nie potrafią powiedzieć prawdy w oczy, a bawią się w dorosłych.

      Usuń
    4. Wiesz tak sobie myślę, że ludzie totalnie nie potrafią wczuć się w sytuację innych.
      Ale wtedy to ja zerwałam, nie on. I w tym wszystkim to jest najgorsze, że wtedy jak był z obecną jego żoną to nagle nie trudno było zorganizować pierścionek? A minęło niewiele czasu jak byli razem bo pół roku, a od tego jak przestaliśmy razem być to nawet nie było 1,5 roku. Po za tym to nie jest taka obietnica, że np. kupię Ci lizaka. Po prostu dziwnie się poczułam, że ja jakoś nie potrafię do tej pory ułożyć sobie życia uczuciowego, a u niego to wszystko w szybkim tempie poszło.
      Ale masz rację, nie potrafią powiedzieć o co chodzi i wcale się nie dziwię, że przez niewłaściwą komunikację tak wiele związków się teraz rozpada.

      Usuń
    5. Wiesz, nawet nie chodzi tak o wczucie się, ale jakaś choćby minimalnie odpowiednia odpowiedź i reakcja. Wiem, że to trudne, ale kurcze, to przecież normalne jakieś kulturalne zasady.

      Ale wykazałaś się przy tym ogromną dojrzałością, na pewno o kilkadziesiąt razy większą niż on. Mnie czasami w ogóle zastanawiają działania mężczyzny, jeśli chodzi o te decyzje upoważnienia związku. Jak chcą oni się zaręczać, to potrafią nalegać, ale jeśli to dziewczyna chce, ani się boją albo coś, to od razu są gotowi rzucić dziewczynę. Tak, w końcu komunikacja to klucz w każdej relacji.

      Usuń
    6. Dokładnie tak, albo po prostu czasem zwyczajna rozmowa może pomóc.

      U nas było tak, że to on był taki wspaniałomyślny i zaczął mówić o zaręczynach, nie naciskałam na niego, bo uważałam, że pół roku to trochę krótko na mówienie o tym, ale w zasadzie pomyślałam sobie potem, czemu nie, skoro się kochamy. Ale potem nie wiem czy mu się odwidziało czy co ...

      Usuń
    7. Właśnie... totalnie nawet o głupiej pogodzie ;)

      Powiem Ci szczerze, że serio zastanowił mnie przypadek Twojego byłego. Wyjątkowo zagadkowy, jeśli mogę tak powiedzieć ;) Zwykle facet, jeśli proponuje, to zależy mu na serio. Może się wystraszył tego w tamtym momencie? Chociaż gdybać można wiele.

      Usuń
    8. O wszystkim można porozmawiać, chociaż czasem mam wrażenie, że wiele osób nie potrafi słuchać i rozmawiać.
      Nie wiem, nie mam pojęcia o czym wtedy myślał, i jak powiedziałaś, gdybać można wiele. I chyba już się tego nie dowiem.

      Usuń
    9. Kierując się swoją intuicją, ja takich rzeczy i podobnych, wolę się nigdy nie dowiadywać.

      Usuń
  3. Nie potrafię sobie tego wszystkiego wyobrazić. Nie chcę sobie wyobrazić. Jestem w szczęśliwym związku i gdyby spotkało mnie coś takiego, jak Ciebie, nie wiem, czy byłabym w stanie się pozbierać. Kiedyś pewnie tak, ale nie chcę nawet myśleć o tym, jak bardzo byłoby to bolesne. Jak bardzo musiałabym się postarać, żeby znaleźć w sobie taką siłę. To piękne, że dzięki Niemu Tobie się udało, że to On był źródłem Twojej siły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, lepiej sobie tego nie wyobrażać, nie ma po co. Kurcze, wiesz, co... kiedy się jest w szczęśliwym związku to wydaje się, że nie można żyć bez tej drugiej osoby. I w pierwszym momencie, kiedy ukochany odchodzi, tak jest. Nie wyobraża się sobie życia, ma się wrażenie, że nie umie się już żyć. Ale potem ciągle się napotyka ślady ukochanego, ciągle przypominają się jego słowa, jego nastawienie do życia i już wiesz, że nie możesz się poddać, że byłoby się wtedy tą osobą, którą się gardziło.

      Dziękuję!

      Usuń
  4. O ja. Kurczę, nie wiem, czy bym to przeżyła. Choć pewnie bym musiała. Przykro mi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dałabyś radę. Jestem pewna, zazwyczaj chcemy żyć mimo wszystko. ;)

      Usuń
  5. Zdecydowanie nie jest to dołujący tekst. Wręcz przeciwnie - daje dużo nadziei. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, bo taki miałam zamiar! Dziękuję :)

      Usuń
  6. Ta historia to dowód na to, co zawsze sobie powtarzam. Aby było dobrze, musi nas spotkać coś okropnego, coś złego, musimy dostać tą lekcję. Czasami ludzie mogą nas ostrzegać przed czymś, jednak to nie będzie tak skuteczne, jak to, że sami przekonamy się na własnej skórze. Ja ponad rok temu przeżyłam coś podobnego, a następnie parę miesięcy później spotkało mnie ogromne szczęście, więc zdecydowanie można. :) Trzymam kciuki za Ciebie! Fajne wyzwanie, jednak pewnie jak większość, zaczęłabym i nie skończyła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to też nie jest do końca tak, moim zdaniem. Bo było cholernie dobrze na długo, zanim zginął, zanim w ogóle ruszyliśmy tego dnia. Zawsze było dobrze, od dawna doceniałam to, co mam. Nie stało się tak, że zginął, a ja dopiero doceniłam to wszystko. Wręcz przeciwnie, gdy zginął, to wszystko straciło dla mnie wartość. I niektórych tragedii przecież nie można uniknąć, a dopiero takie przekręcają nasze życie o 180 stopni, nieodwracalnie, bo już nie będzie tak, jak wcześniej, bo osoba, która była tobie przeznaczona umarła, przez jakiegoś dupka.

      Dziękuję!

      Usuń
  7. Trudno powstrzymać łzy. Mój ukochany leżał kiedys na intensywnej terapii przez 2 doby w śpiączce, a ja przy jego łózku z głową na jego brzuchu, nieprzytomna ze strachu...Lekarze nie wiedzieli czy przezyje, na szczęście to jeszcze nie był jego czas...Naprawdę często zapominamy o tym, jak kruche jest życie, jesteśmy podli, złosliwi dla tej drugiej osoby, a dopiero w obliczu śmierci rozumiemy, co jest naprawdę ważne. Bardzo Ci współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, ale gdy parę dni po wypadku zastanawiałam się, czy lepiej, by przeżył wypadek czy parę dni w szpitalu by mi coś dało, nie wiem, czy nie byłoby gorzej, gdyby odszedł po tym, jakby dał mi nadzieję na to, że wyzdrowieje. Cieszę się, że Twój ukochany wyszedł z tego i że nadal możecie się z tego cieszyć, życzę Wam wszystkiego dobrego! :)

      Usuń
  8. Współczuję... Szkoda tylko, że dostałaś taką lekcję kosztem Jego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie... nie jego kosztem. To on nauczył mnie takiego życia, a gdy odszedł po prostu mogłam sobie poradzić. Dzięki niemu, że tak mnie zmienił.

      Usuń
  9. Koka! Zupełnie przypadkiem trafiłam na tego bloga, po czym zorientowałam się, że to Twoje nowe dziecko... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znowu tu jesteś! Brakowało mi Twojej energii, Twojego podejścia do świata. :)
    Co tam u Ciebie? Widzę, że trochę się pozmieniało, ale... Jak żyjesz? Co studiujesz? Nadal urzędujesz w Poznaniu? ;)

    Tak szczerze mówiąc, to nawet nie wiem czy mnie pamiętasz, ale w każdym razie... Witaj z powrotem! Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej i nie odejdziesz tak jak kiedyś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ!! Oczywiście, że Cię pamiętam! :) Dziękuję, dziękuję! Strasznie się cieszę. ;)

      Trochę się pozmieniało, byłam narzeczoną, już nie jestem, choć podobno jestem na tyle silna, że nie straciłam blasku życia. Będę nieskromna, ale powiem, że chyba faktycznie jestem ;). Żyję powoli, napawam się teraźniejszością. Tak, nadal mieszkam w Poznaniu, chociaż w innym miejscu, a studiuję psychologię :)

      Nie zamierzam odchodzić :)

      Usuń
    2. Oczywiście, że jesteś. Jesteś cholernie silna. Zawsze byłaś. A ja zawsze Ci tego zazdrościłam. A w tej sytuacji dodatkowo naprawdę Cię podziwiam.

      Usuń
    3. Oja, dziękuję Ci. Nawet nie wiesz, jak takie wyznania teraz dodają mi skrzydeł. Nie mów, masz swoją siłę, a co ważniejsze mądrość, którą ja zawsze podziwiałam ;).

      A co u Ciebie?

      Usuń
    4. Och, mądrość? Ciekawe, w którym miejscu... :P

      Ach, wiesz. Niby nie ma żadnych dramatów, żadnych boleści. Niby bez zastanowienia powinnam powiedzieć: "hej, jest super! wakacje w pełni, pogoda piękna!" Ale nie powiem. A swoje życie nazwę bólem fantomowym. Wszystko dzieje się jakby poza mną, obok.
      Ale jest okej, tak na co dzień to jest okej. Kiedy nie myślę, nie zastanawiam się i nie analizuję. Kiedy nie mam czasu, a niestety w tej chwili mam go nadmiar i już wariuję.
      A z takich normalnych spraw... Od października zmieniam studia, robię prawko. I tak się toczy powoli.

      Usuń
    5. W każdym! ;)

      Ha, a ostatnio naczytałam i nasłuchałam się różnych właśnie wypowiedzi o tym, jak być tu i teraz. Kurde, wiesz, jak to pomaga? Podeszłam do tego z mega dużym dystansem, ale takie banalne życie teraźniejszością, doświadczanie aktualnego momentu jest WIELKIE.

      Wieeeem, nadmiar czasu jest okropny. Ja rzuciłam się w wir sportu.

      O, co teraz będziesz studiowała?

      Usuń
    6. Wiem, wiem. Też czasem czytam takie rzeczy. U mnie to działa, owszem. Ale niestety tylko na pięć minut. :P Nie wiem, mam wrażenie, że swojej własnej natury nie oszukam. ;)

      Też parę miesięcy temu zaczęłam się tym zajmować - sport, ćwiczenia, siłownia, bieganie, zdrowe odżywianie... I takie tam pierdołki. Niby małe zmiany, ale mega pozytywne. :)

      Pedagogikę. Pracowałam z dziećmi przez ostatnie pół roku. I to jest chyba właśnie to, co chciałabym robić. Chociaż mówię to z bardzo dużą rezerwą. A Tobie jak się podoba na studiach? :)

      Usuń
    7. A ja już przedtem ćwiczyłam, ale... w pierwszych tygodniach po Jego śmierci po prostu wchodziłam na bieżnię, nakładałam słuchawki i odpływałam. Biegłam, aż nie miałam siły i nie mogłam złapać tchu. To było moje oczyszczenie. Siłą rzeczy schudłam, co jeden mądrzejszy zaliczał to do plusów po Jego odejściu.

      Najs! :) Ja mam właśnie odwrotnie, cokolwiek mogłabym robić, byleby nie pracować z dziećmi :) Bardzo mi się podoba, odnajduję się w tej psychologii, zawsze o niej marzyłam, bo jednak kiedy mogę poznać dlaczego coś jest takie akurat, dlaczego ludzie postępują tak, prowadzić badania i inne takie, to czuję się naprawdę... spełniona. ;)

      Usuń
    8. Każde oczyszczenie jest dobre..

      Ja, mimo wszystko, wciąż nie wiem co chcę w życiu robić, trochę mnie to przeraża, no ale... Jeśli chodzi o studia, to już dawno się w tym trochę pogubiłam, ale coś skończyć bym chciała, choćby dla samego papierka. A dalej zobaczymy jak się potoczy. Nie ma co za daleko wybiegać. Ale fajnie, że Tobie się podoba i jesteś zadowolona. To prawda, że jak się studiuje psychologię, to automatycznie na każdym chciałoby się przeprowadzać psychoanalizę? :P

      Usuń
    9. Ale wiesz, że mam podobnie? Psychologia jest świetna i naprawdę mnie zachwyca, ale zupełnie nie wiem, z czym ją połączyć, co zrobić ani w jakimś iść kierunku ;).


      Hahahaha, NIE :D Stanowczo obalam ten mit :P

      Usuń
    10. To dobrze. Znaczy nie dobrze, ale dobrze, że nie jestem w tym sama. No, wiesz o co chodzi. :D

      Haha, a zawsze się bałam psychologów i studentów psychologii, więc dobrze wiedzieć. :P

      Usuń
    11. Właściwie wielu ludzi, których znam ze swojego roku, chciałoby, żeby to im ktoś zrobił psychoanalizę :D

      Usuń
    12. Haha, właśnie mi się przypomniało... Czy to prawda, że na psychologię idą ludzie, którzy mają problem sami z sobą? Obalasz kolejny mit? Czy może jednak...? :D

      Usuń
    13. Ten mit jest prawdziwy w 50% :D Przynajmniej u nas na psychologii jest takie pomieszanie dziwnych ludzi z normalnymi, że to czasami totalnie przerażające ;d

      Usuń
  10. Przykre i trudne momenty zazwyczaj bywają też najbardziej pouczające, więc dobrze, że z całej tej sytuacji wyciągnęłaś lekcję i w pozytywny sposób wykorzystujesz swoje doświadczenia :) Wyzwanie wygląda kusząco, chociaż obawiam się, że nie ma we mnie tyle zapału, aby zrealizować je w całości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omatko, nie wykorzystam nigdy tego doświadczenia pozytywnie. Mam nadzieję, że nigdy nic nie będę miała okazji z niego czegoś wyciągnąć. On dał mi coś pięknego, ale nic poza tym.

      Usuń
  11. Nie wyobrażam sobie w ogóle sytuacji, w jakiej Ty się znalazłaś... Mam wrażenie, że w życiu nie pozbierałabym się po tym, chociaż czas rzeczywiście leczy rany. Niecałe 2 lata temu straciłam bardzo bliską osobę z rodziny. Przez kilka miesięcy nie mogłam się zupełnie pozbierać, byłam w totalnej rozsypce. A mimo to, małymi kroczkami, powolutku, ogarnęłam się, znów zaczęłam myśleć pozytywnie. Dla mnie to była prawdziwa lekcja życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, totalna rozsypka bardzo dobrze to wszystko opisuje. I jedyne co pozytywnego w tym widzę, że te lekcje życie wzbogacają. Nigdy się nie jest takim jak przedtem.

      Usuń
  12. Koka, powiedziałabym, że mi strasznie przykro jest z tego powodu, bo pamiętam jaka byłaś szczęśliwa, lecz wiem też, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Mam nadzieję, że teraz czujesz się silniejsza.


    A KFADRAT PRYWATNIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć nigdy nie jest czegoś przyczyną. Jedynie skutkiem. Nie czuję się silniejsza, czuję się cholernie słaba.

      Usuń
    2. Przyjdzie taki czas, kiedy zrozumiesz, że jesteś silniejsza niż byłaś, ponieważ dałaś radę!

      A KFADRAT PRYWATNIE.

      Usuń
    3. Jestem silna, pozostałam z tą siłą, którą On mi dał. Ale to czas, w którym żaden przypływ siły nie nadszedł. To czas, kiedy zaszyłam się w obcym kraju, totalnie sama.

      Usuń
    4. Może kiedyś tutaj wrócisz?

      Usuń
    5. Wrócę. W październiku w końcu zaczyna się nowy semestr. Nie mogę odpuścić, a ponad pół roku niesamowicie dobrze na mnie wpłynęło, klimat, ludzie.

      Usuń