poniedziałek, 31 sierpnia 2015

[wyzwanie] Nie bądź głupia, Olka!

W końcu przyszedł czas na opublikowanie ostatniej części (trzeciej) lekcji, jaką dało mi życie. Właściwie będzie to coś, czego nie mogę się nauczyć, mimo że wciąż się z nią stykam, ciągle mam z tym na bakier i robię wbrew sobie, wbrew logice, wbrew mądrości. Dlatego właśnie najkrócej mówiąc, ostatnia najświetniejsza lekcja, jaką ciągle daje mi życie to po prostu nie bądź głupia, Olka!

Zapuściłam sobie genialne Now we are free skrzypcowe w wykonaniu Taylor Davis (PS. polecam mega!) i przyznaję się przed Wami do porażki, która spotyka mnie, co jakiś czas na mojej drodze. Może gdy to napiszę to się ogarnę. Nie, nie ogarnę, dalej będę głupia.

Okej, ile razy ktoś Wam powiedział, żeby uczyć się na błędach? Moi rodzice mi z milion razy o tym przypominali. Serio, nie przesadzam. Kolejny milion moja miłość i przyjaciele razem wzięci. A wiecie, co ja robię? Totalnie to olewam i zupełnie się na nich nie uczę.

Kiedy w piątą rocznicę związku siedziałam z facetem i płakałam mu w ramię, bo znowu (po raz trzeci) popełniłam ten sam błąd, powiedział mi właśnie słowa z tytułu tego postu. Nie bądź głupia, Olka. Nie trać życia. Odpuszczam sobie, wygrywa ze mną lenistwo albo coś, nie wiem. Moją taką wiodącą cechą jest właśnie nieuczenie się na błędach i ciągle popełnianie tych samych. Co ciekawe, za każdym razem jest nadzieja i samozaparcie, że następnego razu nie będzie, że w końcu postąpię właściwie.

Dalej jestem głupia.

Każdy czasami popełnia błędy. Ja mam dwa najczęstsze. Jak napisałam wyżej, odpuszczam, odechciewa mi się walczyć, przerywam walkę (o cokolwiek) i po prostu leżę, egzystuję. Nie ma, że potem płaczę, ubolewam i znowu krzyczę nad przepaścią, że kolejny raz dałam się zgnieść. Myślicie, że po takim dołku potem walczę dłużej, wytrwalej? Nie. Potrafię po tygodniu, miesiącu, a nawet po roku, kiedy jestem bliska osiągnięciu jakiegoś celu, marzenia, odpuścić, zapomnieć.

Drugi błąd jest taki piękny. Żyję przeszłością. Nie wiem, czy i Wam rodzice mówili, by patrzeć na to, co jest teraz. Patrząc wstecz, tracisz przyszłość. Moja mama i mój tata są najwspanialszymi ludźmi na świecie, wpoili mi dużo pięknej wiedzy, ale tego nie dali rady.

Kiedy miałam 13 lat i wchodziłam w swój pierwszy związek, ciągle wracałam myślami do momentów, kiedy byłam nieszczęśliwa, nie dbałam o niego, bo i tak uważałam, że to zaraz się skończy. Związek się rozwijał, ja razem z nim. Stawałam się lepsza i lepsza, a ja myślałam o tym, jak mogłam być taka głupia i marnować tyle czasu. Zaczął się trzeci rok naszego związku, poszłam do liceum, mogłam osiągnąć tyle w nim, a ja myślałam o tym, ile straciłam szans w gimnazjum, bo nie chciało mi się starać. Czwarty rok związku to pierwsze sukcesy w mojej strefie dziennikarskiej. Doceniałam? Nie. Zajmowałam się tym, że znajomości, które były dla mnie ważne w gimnazjum odpłynęły. Ubolewałam nad tym, czego nie ma. Piąty rok miłości, druga klasa liceum – szansa na sukcesy naukowe. Bam, zaprzepaszczone, bo rozpamiętywałam swoją przeszłą motywację do zmiany sylwetki, a w drugiej klasie liceum zachorowałam i kilogramy, które straciłam, nadrobiłam. No i trzecia klasa liceum. Nie żyłam maturą, o nie, nie. Zaczęłam pracować, by w końcu mieć swoje pieniądze, by nie musieć niczego sobie żałować, jak kiedyś.

Wołałam do swojego chłopaka, czemu nie może być dla mnie inspiracją, chociaż pomaga tylu obcym ludziom. A ja ciągle nie dostrzegałam, że był. Cholernie był. Tylko ciągle patrzyłam w przeszłość. A teraz? Teraz go nie ma przy mnie, siedzi w niebie (na pewno!) i teraz wiem, że jest inspiracją, ale rozpaczam, że go nie ma, że odszedł, że jakiś mężczyzna go zabił. A powinnam wstać i widzieć teraźniejszość. Uda się?


Chyba to już ostatnia szansa, żebym w końcu przestała być głupia, nie? Tyle refleksji nie mogłoby się zmarnować. W końcu musi do mnie dojść, że nie można wciąż żyć błędami. Przecież zmarnowałam już jedną piątą życia. Dwa błędy powtórzone kilkanaście razy, to powinno być karalne. Nie chcę być głupią Olką, macie jakieś sposoby, kochani? 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Sobota jest dla mnie jedynym wolnym dniem w miesiącu. Jedna sobota, nie każda, to zarazem straszne i piękne, bo przecież kocham swoją pracę i jaram się każdym jej momentem i spotkaną osobą. W końcu dzisiaj nadszedł ten upragniony dzień w miesiącu, ostatnia sobota sierpnia, cała doba wolna. Co z nią zrobić? Dzisiaj o moim ulubionym przepisie na idealny day off.

Pobudka
Jestem totalnie przyzwyczajona do wstawania bardzo wcześnie rano, tym bardziej tutaj, kiedy za oknem wita mnie niesamowite Morze Adriatyckie. Dzisiaj budzik nastawiony na 5:15, idealnie, by pobiegać. Uwielbiam zrobić sobie taką krótką przebieżkę po plaży, nawet przed pracą (dzięki Bogu, nie muszę się do niej malować, co by pewnie zabrało mi czas na sport). Nawet może się nie spodziewacie, ilu ludzi wstaje tak wcześnie okropnie, żeby pobiegać brzegiem morza. Multum! :)

A po bieganiu yoga challenge! Przyznam się, że to moje początki w tej kategorii i jestem zaskoczona, jak bardzo jestem spięta czasami.

Przyjemność po tysiąckroć
A po takiej dawce sportu – gorąca kąpiel z olejkami zapachowymi, lekkim światłem i nowym numerem Glamour ;). Ten wolny dzień poświęcam całkowicie na relaks, a jako kobieta uwielbiam dbać o swój wygląd, także jeszcze przed śniadaniem robię wszystko, co tylko mogę od góry do dołu, by przysłużyć się samopoczuciu i wyglądowi. Szczególną uwagę muszę poświęcać skórze, która po ciągłym przebywaniu na strasznym słońcu jest w jeszcze gorszym stanie.

Jedzenie
Na posiłki tutaj nie mam zbytniego wpływu, bo jem, co dają, a karmią naprawdę wyśmienicie. Uwielbiam chorwacką kuchnię, chyba równie mocno jak włoską. Staram się jednak nie popadać w skrajności i w szaleństwa, bo moje ćwiczenia nigdy mi nie wyjdą na dobre, jak będę tak żarła. Jednak w takie cudowne dni, jak dzisiaj, pozwalam sobie na wszystko, na co mam tylko ochotę. A na śniadanie zjadłam najlepsze chorwackie lody od ulubionego lodziarza. Mnóstwo kalorii, ale uśmiech na pół dnia.

Przyjaciele
W Chorwacji na początku byłam sama. Nie znałam nikogo, ale po jakimś czasie spędzania całych dni i tygodni z kilkoma, ciągle tymi samymi, ludźmi, zaprzyjaźniliśmy się bardzo. Teraz nie umiem sobie wyobrazić momentu, kiedy wrócę do Polski i będę musiała się z nimi rozstać, aż na rok. Wybraliśmy się dzisiaj razem na obiad (o siedemnastej, w sumie obiadokolację, ale nieważne), najlepsze smażone w panierce kalmary! Nigdzie lepszych nie jadłam lepszych i jestem w nich zakochana, mimo że nigdy nie byłam fanką owoców morza. A na deser wielkie ciasto orzechowe popite proskiem, czyli słodkim winem deserowym.

Niestety, za grzeszki się płaci, także po odsiedzeniu na plaży przyzwoitych dwóch godzin po obiedzie, całą ekipą poszliśmy palić nasze tłuszcze na siłowni. Mimo że najbardziej efektywna jestem, gdy ćwiczę samodzielnie, za nic nie oddałabym tych chwil męczenia się z mieszanką narodowościową. :)

Wieczór
Sobotni wieczór to zawsze czas na imprezę w gronie przyjaciół i współpracowników. Nasz (ulubiony!!!) pracodawca organizuje w ten jeden dzień w miesiącu party dla gości hotelu i dla pracowników, to słodkie :). Jest pełno żarcia, rakija, śliwowica, trawarica i kraśkovaćko leją się strumieniami, śmiechy, krzyki i pełne zdziwienia spojrzenia hotelowych gości i innych turystów, jak ci ludzie, którzy na co dzień są grzeczni, we frakach i tych innych badziewiach, potrafią się bawić i szaleć, oj potrafią i dają w kość ;)


I powiem Wam szczerze, że nawet jeśli muszę pracować 29, 30 dni bez przerwy, to mega to lubię. Chociażby dla tego, że warto czekać na ten jeden dzień! Teraz idę spać, bo jutro znowu praca. Trzeba czerpać z tego ostatniego miesiąca w tym roku, bo już na piątą pierwsza klientka! Kochana kobieta nikomu nie pozwoli się wyspać :)


PS. Kochana kobieta jest panią w wieku 59, która obiecała sobie, że do 60 urodzin schudnie i całkowicie odmieni swoje życie. Jest najbardziej inspirującą osobą na świecie, omg! 

czwartek, 27 sierpnia 2015

Promienie kultury: W pogoni za szczęściem

Pamiętacie moment w swoim życiu, kiedy spełniło się Wasze jakieś wielkie marzenie? Co wtedy zrobiliście? Popłakaliście się ze wzruszenia, skakaliście ze szczęścia czy może stanęliście jak wryci i zupełnie nie wiedzieliście, co zrobić? Nabieraliście powietrza, mieliście ochotę krzyczeć? To jest najpiękniejszy widok na świecie! 

Właśnie obejrzałam W pogoni za szczęściem. Jestem pod wielkim wrażeniem, niesamowicie na mnie wpłynął… uwielbiam takie filmy, które kryją w sobie tyle prawdy. Momentalnie, gdy skończyłam oglądać, włączyłam go jeszcze raz, by wyłapać wszystko, co przegapiłam za pierwszym razem. Czy jest ktoś, kto nie zna tych najsłynniejszych słów, które wypowiada Chris do swojego syna? Wiecie, jak bardzo żałuję, że w moim życiu nie było nikogo, kto by powiedział do mnie coś takiego? Być może wtedy nie zrezygnowałabym z wielu marzeń, które miałam, ale gdy życie rzuciło mi kłody pod nogi – rezygnowałam, po jednym niepowodzeniu, odrzucałam pragnienie, jak najdalej od siebie, by o nim zapomnieć.

Znacie ten film? Jeśli nie, to uwaga, spoiler alert. Facet, któremu nigdy się nie powodziło, który spotkał w swoim życiu, mnóstwo, mnóstwo i jeszcze raz mnóstwo przeciwności. Mimo że czasami nie miał siły, był zupełnie zniechęcony i w beznadziejnej sytuacji, to ani razu się nie poddał. Walczył nie tylko o siebie, ale też o dobre, szczęśliwe i udane życie dla swojego dziecka. Miał podwójną motywację, by walczyć. I to właśnie piękne. Mimo wszystkich potknięć, miał ogromną świadomość swojego potencjału, możliwości i zdolności.


Historia Chrisa Gardnera nauczyła mnie bardzo dużo. Wiecie, jak to jest, człowiek narzeka, kiedy tylko coś mu nie pójdzie albo musi z czymś poczekać trochę dłużej niż by chciał. Jest wkurzony i zniechęcony. Po kilku razach, kiedy mu się nie udaje, po prostu zaczyna wierzyć, że i tak nic mu się nie uda, że po co się starać. Po to walczyć, by znów odnieść porażkę? To wszystko byłoby bez sensu. Zmiana myślenia. Zawsze jest szansa, że osiągniesz sukces, nawet jeśli całe życie to jedna wielka porażka, nie zniechęcaj się i walcz do końca. Budujesz swoją wartość. 

wtorek, 25 sierpnia 2015

Dreams do come true!


Tak mogę pracować! :)

Praca nad sobą się opłaca, opór, zachłanność i szaleńcza chęć spełnienia jakiegoś marzenia albo jakiegoś celu, byle być o krok dalej. 

Kilka dni temu przekroczyłam swoją granicę. Jestem tak dumna z siebie, że umiem latać. Nie jestem szczęściarą, na wszystko zapracowałam swoimi rękoma, umysłem (mniej), pragnieniami i kombinowaniem, co zrobić. 

Praca jest moją pasją. W końcu! Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu mi się to uda osiągnąć. Połączyłam pożyteczne z niesamowicie przyjemnym. Da się. 

http://weheartit.com/qeteOne

sobota, 22 sierpnia 2015

Bądź pasjonujący

Zainspirowaliście mnie. O, tak, już dawno odczuwałam potrzebę wypowiedzenia tych słów. Wy, którzy tu wchodzicie spowodowaliście, że pół nocy nie spałam, myśląc, jak to jest z nami, a dokładnie co jest naszym hobby, naszą pasją, co zajmuje nam całe dnie i wszystkie myśli?
http://weheartit.com/ioanapacurarcristina

W głowie mi się zupełnie kotłuje i nie wiem, od czego mam zacząć, tyle chciałabym Wam napisać, przekazać... na swojej drodze już zdążyłam poznać kilku ludzi, którzy byli nieszczęśliwi, bo myśleli że nie mają pasji, to jest jak najbardziej błędne przekonanie, ponieważ każdy z nas ma coś, co go uskrzydla, nie każdy jednak potrafi to odkryć i w sobie pielęgnować z czystą i piękną świadomością.

Sprawą najbardziej fundamentalną jest świadomość tego, czym jest dla nas pasja. Dla mnie to powód do życia, codziennie rano wstaję i moje myśli od razu wędrują do tego, co najbardziej kocham. Pasja napędza do działania, chcesz się rozwijać, być coraz lepszy i zdobywać kolejne szczyty. Tak naprawdę pasja to stan umysłu, to energia i uśmiech na twarzy, to radość. To momenty, kiedy robisz coś dla siebie, bez przymusu, jedynie dla tej przyjemności.

Wiecie, co najbardziej uwielbiam w życiu? Jest fascynujące. Jest genialne, jest piękne. Tyle rzeczy na świecie, które skupiają na sobie moją uwagę, tyle przyciąga mój uśmiech, tyle chciałabym wiedzieć, mieć, zrobić, mnóstwo osiągnąć. Poszerzanie swoich horyzontów to coś wspaniałego. Otwartość na świat i na ludzi, szczególnie na osoby, które spotykam na swojej drodze, słuchanie ich uważnie, kiedy mówią o swoim życiu i o pasjach.
http://weheartit.com/ann_so01

Wsłuchaj się w siebie, zaufaj temu, co mówi serce. Codziennie rób to, co przynosi Ci radość, moda, uroda, ciekawostki o kosmetykach, sport, zdrowe odżywianie, internet, historia, obojętnie co. Znajdź to, do czego chętnie zawsze wracasz i idź w tym kierunku.

To bardzo istotne, by znaleźć pasję. To ona przynosi nam ogromne korzyści, z których moje ulubione to motywacja, inspiracja, poczucie własnej wartości, a wśród nich wygrywa łatwość w znalezieniu celu, sensu życia, ustalenie sobie punktu, do którego chce się dążyć i go zdobyć, żyć dla niego. Warto!


Długo szukałam swojej pasji. Dzisiaj wiem, że są nią zmiany. Moje, innych ludzi, zmiany siebie, świata, zmiany wszystkiego, to ludzie, ich historie, ich uśmiechy i łzy, ich słowa. Żyję dla nich, zdobywam i pracuję. W sumie mogę powiedzieć, że mnie uskrzydlacie. 

czwartek, 20 sierpnia 2015

[wyzwanie 3/30] Lunch? Ale z kim?

Orany, wiecie, co? Opisanie lekcji, jakie dało mi życie było łatwiejsze od tego zadania. Długo się musiałam zastanowić, zanim dobrnęłam do magicznej piątki, ale udało się, mam nadzieję, że sobie z tym poradziłam. Okaże się, jak skończę pisać :)

http://www.moc2.pl/
Po pierwsze. Michael Jordan. Nie wiem, czy wiecie, ale od małego dziecka, mój brat zarażał mnie pasją do koszykówki. Nie poszłam w tym kierunku totalnie, ale moja miłość i uwielbienie do tego sportu pozostało na bardzo wysokim poziomie. Nie wiem, czy jest człowiek, który nie słyszałby chociaż raz w życiu nazwiska tego sportowca. Jak dla mnie, jest to jeden z najbardziej motywujących ludzi. Jest kotem!!!

To naprawdę trudne zadanie. Na tym mogłabym właściwie skończyć swoje wypociny, ale lećmy dalej.






Jeśli jesteście w podobnym do mnie wieku, to na pewno kojarzycie Kaśkę Kępkę, zawsze uśmiechniętą brunetkę. Jak ta dziewczyna się zmieniła to jest niesamowite, uwielbiam na nią patrzeć, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Inspiruje mnie jak nikt, żadne inne straty kilkudziesięciu kilogramów nie działają na mnie tak jak jej zmiana. Dziwne, nie? Z chęcią bym zjadła z nią ten lunch, błagając o jej sposób na sukces w osiem miesięcy! Poza tym, w żadnym innym treningu, jaki robiłam, nie ma tyle uśmiechu, co z nimi. Kobieta sztos.

Myślę, że kolejnej osoby, którą wybrałam, nie znacie. Mogłabym z nim zjeść w jego własnej restauracji, gdzie jest najwięcej uśmiechu i najprzyjemniejsza atmosfera ze wszystkich knajp, w jakich udało mi się być. Tim's Place, którego właścicielem jest Tim Harris. Człowiek z zespołem Downa pokazuje, że można spełniać swoje marzenia, żyć bez ograniczeń. Podziwiam całym sercem i przy okazji, jeśli będziecie kiedyś w Nowym Meksyku w USA, a dokładniej w Albuquerque koniecznie go odwiedźcie!

http://www.muzoteka.pl/
Zeus, Zeus, Zeus. Ok, nie dziwcie się, że znalazł się na mojej liście. W muzyce rapowej siedzę już od dawna, a moje serce rośnie, gdy słyszę jego kawałki, a oglądając teraz jego vloga, w którym mogę się dowiedzieć czegoś więcej o nim, to jestem mega zafascynowana zmianą, jaka w nim zaszła. Uwielbiam takie dzieje. Uwielbiam ludzkie ZMIANY! Jeśli jesteś osobą, która totalnie zmieniła swoje spostrzeganie, siebie, koniecznie do mnie napisz! Daj mi się nacieszyć zmianą, bo uwaga! Ludzie się zmieniają. Diabelnie się zmieniają.
http://www.quotestree.com/

I ostatnia osoba, którą tutaj chciałabym wspomnieć, lecz zaproszenie na lunch nigdy nie zostanie odebrane, jest mój ukochany. Był osobą, która zawsze najbardziej mnie inspirowała, która była moją największą motywacją. To dzięki niemu zyskałam, co najlepsze w moim życiu, sport, uśmiech, zdrowy styl życia, poznałam prawdziwą miłość, nauczyłam się żyć, jak najlepiej umiem. Jak z taką osobą się nie najeść? No nie idzie! Mimo że tylko zdrowego żarcia. Dzięki niemu zmieniło się cudowne 28 osób, zmiany są genialne! 






To już kolejny punkt wyzwania, w którym biorę udział i które bardzo Wam polecam :) 

Niestety została mi jeszcze jedna lekcja, którą dało mi życie do opisania, chociaż - dużo przyjemniejsza niż poprzednie, to jednak to zawsze trudne do ujęcia w słowa. Pierwsza lekcja, jaką się nauczyłam do przeczytania tutaj a druga tutaj. 


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Start again

Powroty są… dziwne. Pierwszy raz od sześciu miesięcy jestem w Polsce, a przedtem nie czułam się ani stęskniona, ani szczęśliwa, że wróciłam. To było właśnie nienormalne, zawsze czułam brak ukochanego Poznania, a teraz? Znalazłam miejsce na świecie, w którym poczułam się dobrze jak w domu.

O 20:34 w końcu stanęłam na progu swojego mieszkania. Pustego, bez ulubionych rzeczy, bez ulubionego człowieka. W końcu będę mogła wrócić do normalnego życia, do tego, z którego uciekłam w lutym, w tym cholernym dniu.

Wenecja, Gateshead, Paklenica, Wenecja. Moja lecznica podróż, która przyniosła nieoczekiwane efekty, poznałam siebie, zmieniłam się, poznałam na nowo swoich przyjaciół, mnóstwo wspaniałych i niesamowitych ludzi, plus ogromne doświadczenie na przyszłość. Znalazłam pracę. Wstawałam rano, żeby pobiegać, szłam do pracy, gdzie spędzałam cały dzień, by wrócić piękną okolicą do świetnych ludzi, którzy dali mi schronienie i zostali tymczasową rodziną. Genialną.


Ludzie mówili, żebym nie wyjeżdżała, że nie można uciekać od problemów, ale czasem trzeba zaryzykować i zrobić to na co bardzo mocno ma się ochotę. Strach uskrzydla.

sobota, 15 sierpnia 2015

Wyzwanie: The Greatest lessons I've learned

http://www.quotestags.com/qitem.php?id=23700
Nie będę oryginalna w swoim dzisiejszym przesłaniu, wręcz przeciwnie. Przyszła kolej na drugą część najwspanialszych lekcji, które dało mi życie. Ostatnio było o czymś, czego nie umiem skrócić inaczej niż polecenie przeczytania tego postu.

Parę(naście) lat wstecz byłam strasznym dzieckiem. Nie robiłam nic, co by pozwoliło mi się rozwinąć, mało czytałam, mało interesowałam się czymkolwiek. Ważne dla mnie było jedynie siedzenie na tyłku, nie męczenie się niczym. Tak, jak się pewnie domyślacie nie byłam szczęśliwą dziewczynką. Mała liczba znajomych, ale też brak chęci utrzymywania z nim kontaktów i jakichś relacji nie podbudowywała mojej samooceny. Moje poczucie własnej wartości było piekielnie niskie, nie tylko jeśli chodzi o charakter, ale też o wygląd. Tak w zasadzie, to wszystko było na wielkie nie.

W końcu nadszedł dzień, kiedy czara się wylała. Spojrzałam w lustro, spojrzałam na siebie samą, taką smutną, nic nie wartą dziewczynę, która robi się coraz starsza, a wciąż stoi w miejscu, jakby nie była zdolna do niczego. Przecież nie byłam gorsza od innych, też mogłam osiągać sukcesy i mieć prawdziwą pasję, w której bym się spełniała.

https://instagram.com/typoworld
Wiecie, to był taki moment, kiedy wszystkiego miałam dość i nie czułam jakiegokolwiek przywiązania do tego, co było za mną. Chciałam czegoś, ale nie robiłam nic, by to zdobyć. Nie znałam tej super wielkiej tajemnicy, że jeśli chcesz coś osiągnąć i o czymś marzysz, to zrób pierwszy krok i małymi krokami do tego dąż. Proste, nie?


Jeśli o czymś marzycie, o samochodzie, o super wakacjach, o własnym pięknym domu z ogródkiem, o super figurze, byciu fit, sześciopaku, ładnie wyrzeźbionej wewnętrznej strony ud, o szczęśliwej rodzinie, o bogactwie i super pracy, zaplanujcie to sobie. Przemyślcie to, jak możecie to zrobić, rozłóżcie dążenie do tego w taki realistyczny sposób, by te marzenia Was nie przygniotły, nie zmęczyły, ale żebyście codziennie czuli, jak jesteście ich bliżej. Codzienna satysfakcja ze zbliżania się będzie większa niż sama meta. Ja jestem w środku tej drogi i nie mogę się doczekać tej części każdego dnia, kiedy się zbliżam do swoich celów. 




Przede mną jeszcze jedna część pierwszego punktu wyzwania. Trzy największe lekcje, jakie dostałam od życia. Dziwnie się je pisze, mając dwadzieścia lat i gówno przeżywając, ale każdy coś tam ma w kieszeni, nie? ;) Punkt drugi, czyli drogi do mojego serca już mogliście poznać tutaj. Zapraszam do wzięcia udziału w tym wyzwaniu, jest naprawdę, naprawdę, naprawdę świetne! ;) 

wtorek, 11 sierpnia 2015

Ways to win my heart - Zainspiruj mnie

Podoba mi się ten punkt szaleńczo, szeroko się uśmiecham na jego widok. Ale i tak kompletnie nie wiem (chyba), jakie są drogi do mojego serca. Świetne to wyzwanie, really.

http://listfan.mobi/jude-law.html
Wszyscy ludzie, którzy mnie znają potwierdzą z ręką na sercu, że jedna z najważniejszych dróg do mojego serca to piękno. Musisz być piękny człowieku, obojętnie kim jesteś i jaki jesteś. Musisz mieć coś, co mnie w tobie pociągnie. Nieważne, czy to będzie zjawiskowy charakter, jedna pasja, którą namiętnie uprawiasz albo po prostu będziesz cholernie atrakcyjny. Chociaż nie atrakcyjny w sensie, w którym uczyłam się na zajęciach, symetryczna twarz, jakoś tam osadzone oczy, typowa uroda, ale miej coś, co zahipnotyzuje (czyt. ładne i głębokie oczy będą mile widziane).

http://www.imdb.com/name/nm0004695/
Przez żołądek do serca? Nie. Przez uśmiech do serca. Uśmiechaj się, bądź otwarty, nie siedź sam w swoim świecie, wyjdź do ludzi, bądź energiczny, żyj zdrowo. Nie, nie namawiam tutaj do zdrowego stylu życia, bynajmniej! Nie żałuj sobie niczego, nie odmawiaj sobie przyjemności, korzystaj z życia, spełniaj swoje marzenia, ustalaj sobie cele, rozwijaj się. Będziesz miał moje serce. Nie bądź rośliną, która tylko wypełnia swoje podstawowe potrzeby fizjologiczne i spełnia swoje obowiązki. Cholernie się nie opłaca.

https://instagram.com/p/5Y7L3Eyx6y/?taken-by=typoworld
Okej, przyznajmy się sami wszyscy przed sobą. Czy lubimy ludzi, którzy się niczym nie interesują? Nie mają pasji, którą rozwijają? Nie mają zajęcia, kiedy w telewizji nie ma nic ciekawego, a na nic innego nie ma ochoty? Ja nie lubię. Człowiek, który wygra serce musi mieć pasję! Wiecie dlaczego? Bo potem jest niesamowicie pasjonujący. Nikt nie jest równie interesujący, jak wtedy, kiedy z prawdziwym uśmiechem i zapaleniem opowiada o tym, co najbardziej kocha robić i dlaczego.


Bądź towarzyszem. Odważnym i skorym do poświęceń, dawaj swój czas innym, dużo jedz, dużo pij. Bądź przyjacielem, nie tylko w nazwie. Bądź podróżnikiem, nie tylko na długie dystanse, po prostu miej chęć coś zrobić samemu czy z kimś. Nie bądź samotnikiem. Nie bądź słodziakiem. Nie bądź rozmemłany. Bądź prawdziwym sobą, ale taką wersją, jaką naprawdę chciałbyś być. Zainspiruj mnie. 

niedziela, 9 sierpnia 2015

Greatest lessons I've ever learned cz.1

Mnóstwo razy zaczynałam pisać ten tekst i usuwałam go, mając wrażenie, że jest nieodpowiedni. Bo racja, żadne słowa w tym przypadku nie będą dobre. Ale postanowiłam, że muszę to zrobić, bo to moje życie i wtedy wszystko się skończyło, a drugie się zaczęło. I to najpiękniejsza, choć też najtrudniejsza lekcja, jakiej się nauczyłam.

Jeśli niektórzy z Was pamiętają mnie z poprzedniego miejsca, na którym pisałam, to wiecie, że w lutym byłam szczęśliwą dziewczyną, spełniającą się i zakochaną narzeczoną. Mężczyzna, którego pokochałam, był najpiękniejszym facetem na świecie. Dobry, czułe serce, mnóstwo pasji, zainteresowań, przystojny. Totalnie mój. Pewnego pięknego dnia wstaliśmy rano i ruszyliśmy w świat. Nie wróciliśmy razem.

W jednym momencie pojawiło się miliony łez, drżenie ciała, no i wszędzie pustka, ta cholerna ciemność. Nie wiedziałam, co zrobić, nie chciało mi się nic, nie byłam gotowa na takie życie, ale byłam pewna jednego. Chciałam żyć. Tak bardzo pragnęłam jeszcze być szczęśliwa, najbardziej marzyłam o cofnięciu czasu.

Wyjechałam z naszego świata. Z dala od domu i od miejsc, gdzie był ON. On, on, on. Skryłam się i uczyłam się żyć na nowo. Teraz, gdy patrzę na to już z większym dystansem, dziwię się, skąd miałam tyle siły. Skąd? To dzięki niemu, to ON nauczył mnie, jak tak żyć, by się nie poddawać, by walczyć o siebie i o swoje szczęście. To dzięki niemu przeżyłam czas bez niego.



To najpiękniejsza lekcja, jaką dostałam w życiu. To ON mi dał taką lekcję, która sprawiła, że nie zostałam wrakiem. Nauczyłam się, jak walczyć o swoje życie, nawet jeśli jesteśmy na dnie i wszystko zostało nam odebrane. Nawet, jeśli pozornie nie mamy nadziei. Możemy więcej niż podpowiada nam umysł. Cholerna prawda. 



Wybaczcie mi ten post, myślę, że kolejne nie będą takie dołujące. Najcudowniejsze lekcje, jakie dostałam od życia podzieliłam na trzy części, do każdej chcę dodać krótką historię, także tekst byłby za długi.



Polecam wzięcie udziału w tym wyzwaniu, robi wrażenie i jest naprawdę wymagające! ;)

piątek, 7 sierpnia 2015

Czuję się klawo

Dobrze, wakacyjni Ludzie, na bardzo dużej ilości blogów widziałam plany wakacyjne. Przyznam się Wam, że kiedyś je robiłam masowo, długie listy, bo przez cały rok szkolny narobiło się tyle zaległości. No i jak się pewnie domyślacie – ani razu nie zdążyłam ogarnąć wszystkiego. Gdy zaczęłam studia trochę się zmieniło, bo nie zostawałam tak strasznie w tyle z książkami, z serialami, z filmami, choć nadal nie jest pięknie.


Nie zrobiłam w tym roku super jasnej listy, nie odhaczam kolejno punktów, ale parę wyzwań sobie postawiłam, z chęcią się nimi z Wami, wakacyjni Ludzie, podzielę, a co.

Oto mój przecudowny i idealnie dopracowany plan na sierpień. Dobra, może nie jest dopracowany, bo zaczęłam go od czwartego, ale to tylko dlatego, że na detoksie nie bawiłam się w plany. Shred 1,2,3 to program zaproponowany przez Jillian Michaels, o którym napiszę więcej, jak go skończę, bo dopiero jestem na piątym dniu, jak widzicie, jak na razie – bardzo sobie chwalę. Pozostałe zestawy to twórczość Ewy Chodakowskiej, o której co nieco będziecie mogli poczytać w następnym moim poście, w którym trochę się o niej rozpisałam. 



Coś z innej działki to oczywiście książki. Sporo mi się narobiło zaległości, zarówno w czytaniu, jak i w kupowaniu książek. Podczas detoksu zdążyłam sporo nadrobić, jednak jeszcze z dziesięć mi pozostało. Niestety, mimo iż czytam i czytam, i czytam, moja półka Chcę przeczytać na lubimy czytać, wcale nie chce się zmniejszać. Ech, życie! 

Kolejnym punktem na mojej liście jest nadrobienie muzycznych zaległości. Muzyka jest bardzo ważna w moim życiu, bla, bla, bla, coś tam nawet ją wiążę z moją przyszłą karierą zawodową, ale pewnie o tym jeszcze się dowiedzie i będziecie mogli przeczytać nie raz. Niestety mimo mojego zamiłowania - podczas studiów czasem omijają mnie premiery płyt, jednak z zapałem je kupuję i potem grzecznie czekają w foliach na uroczyste odsłuchanie – zawsze dwukrotne. Dlatego potrzebuję na to od razu dwóch godzin. Do muzyki dołączam oczywiście – koncerty. Muzyczne festiwale latem to coś obowiązkowego! 

Mam w planach nadrobienie paru sezonów (albo wszystkich...) głupich seriali, sitcomów, co by na lajcie spędzić te pozostałe dwa miesiące wakacji, nie spinać się przy jakichś poważnych produkcjach, prawda? Wiem, że tak! 


Dziękuję, że jesteście!! 

wtorek, 4 sierpnia 2015

Detoks

Podróże nigdy nie były moją pasją, nie lubię zwiedzać starych i małych uliczek, nie przepadam za widokami, które większości pewnie odebrałoby dech w piersiach. Nie zachwycam się nimi. Nie ujmują mnie stare, wiekowe kościoły. Mimo to – trochę podróżuję. Dzięki rodzicom, wspaniałym ludziom, którzy nigdy by mi nie pozwolili zmarnować swojego życia i nie wykorzystać go w pełni. Zabierali mnie w różne miejsca, pokazywali mi świat, inne kultury, ludzi i specyficzne jedzenie, tradycje, a gdy skończyłam osiemnastkę dali mi też poznać alkohole świata.

Dziś podróżuję z mniejszą chęcią. Może podróżowanie to zbyt duże słowo na to, co robię, bo uwielbiam jechać gdzieś daleko, zaszyć się w obcym kraju, wśród totalnie nieznanych mi ludzi. Jestem sama z mnóstwem książek, leżę sobie na leżaku przy basenie albo na plaży i opalam się albo śpię. Bardzo przyjemnie, nie poznaję żadnych tajemnic miejsca, w którym jestem, nic mnie nie interesuje, o niczym poważnym nie myślę. To mój detoks od codziennego życia.


Mimo że wielu ludzi mówi mi, że takie uciekanie bez słowa to nic dobrego, to uciekam. Złapać oddech, nabrać dystansu, nawet gdy wszystko jest w porządku i gdy ten normalny świat jest całkiem niezły, to czasem potrzebuję głębokiego wdechu zupełnie innego powietrza, klimatu, ludzi. Polecam, jeśli czasem masz ochotę rzucić wszystko w diabły.

A ja właśnie wróciłam ze swojego detoksu. Mówią promieniejesz. Zakochałaś się?