czwartek, 24 grudnia 2015

omg!

Nawet nie wiecie, jak się za Wami stęskniłam. Tak chciałam przez ten czas, wejść i coś napisać, cokolwiek, ale brakowało czasu. A moje pięć godzin snu to święta rzecz, nigdy nie pozwalam sobie schodzić na krócej, bo inaczej - nie daję rady pracować i ogarniać wszystkiego :). W końcu jednak nadeszły święta, cudowne dwa tygodnie wolnego na uczelni i niesamowite i niepowtarzalne dwa tygodnie wolnego w pracy, dzięki niewykorzystywaniu żadnego dnia urlopowego przez cały rok, no i w swoim klientom podziękowałam za cudowny 2015 i pozwoliłam im na lenistwo błogie z bliskimi, czekam na nich z ogromnym zapałem i nowym szczęściem, nowymi planami, nowymi marzenia w 2016. Jakie słodkie to jest? 

Mam wolne od wczoraj i czuję się jak nigdy zrelaksowana. Ubrałam choinkę, upiekłam ciasto, przede mną trzy dni, kiedy będę siedziała w mieszkaniu, zapuszczę na cały regulator świąteczną muzyką (Michael Buble, ach). I zamknę się w kuchni, gotując i piekąc. Idealna opcja dla mnie. 

Wiecie, ta gwiazdka ma dla mnie szczególne znaczenie. Za tydzień byłabym żoną. A jestem w sumie singlem? Beznadziejne określenie, singlem się nie czuję, ale wdową właściwie też nie. Nawet mi ta nazwa nie przysługuje. No trudno. Niedawno znalazłam listę mojego narzeczonego 101 in 1001. Został mu jeden cel, lista kończy się 31 grudnia. Wiecie, co napisał? Spłodzić dziecko. Nie zrobię tego za niego, ale za to, wzięłam się za zorganizowanie najcudowniejszej wigilii dzieciom z domu dziecka z jego rodzinnej miejscowości. Taki mój największy cel na zakończenie 2015. Pogodzenie się z tym jest bardzo trudne, ale uważam to chyba za swój największy życiowy sukces, że dziś mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, że był w moim życiu i odegrał w nim tak ogromną rolę. 

Ale tak naprawdę dzisiaj nie chcę Wam smęcić. Jest mi naprawdę dobrze, ciepło i radośnie w duszy. Jest najlepszy okres w roku, a ja mimo że każdy mówi, że magia świąt przeżywana w duchu, kiedyś mija, nadal się nią cieszę, jak małe dziecko. Atmosfera świąteczna i uśmiech, i serdeczne spojrzenie, akurat to mój sposób na grudzień. Bądźcie szczęśliwi, zadowoleni z siebie, bez względu na te małe niepowodzenia czy większe nieszczęścia, jesteście niesamowici. Jesteście piękni, bo każdy z nas jest inny. To jest w ludziach niezwykłe. Ja to uwielbiam. Uśmiech na twarze i do przodu :).

Gdy mnie przez ten czas tutaj nie było, dostałam dwie nominacje, co bardzo mnie zaskoczyło, ale też jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. ;) W tym poście jednak na nie, nie odpowiem, ale w kolejnym - już na pewno. Oby tylko to znowu nie było za dwa miesiące ;)

Dzisiaj postaram się nadrobić wszystkie zaległości u Was, ale opowiadajcie, co u Was? 

niedziela, 25 października 2015

?

Kiedy żyje daje Ci cytryny, zrób z nich sok. Robię ten sok, ale wylewa mi się już z wielkich dzbanów. Wiecie, kiedy zaczynałam studia - miałam wielkie marzenia i plany. Zawsze byłam w tej kwestii - wielka. Lubię ogromnie planować, zakładać, co będzie, co zrobię albo jaka nie będę. Zawsze się tym dzielę z moim tatą. On jest moim największym dopingiem. To on był jedną z niewielu osób, która uwierzyła, że dam sobie radę z własnym biznesem, że będę na tyle wytrwała, że się uwinę, że zdobędę stałych klientów i będę mogła się utrzymać. 
Dzisiaj mijają trzy lata, moja mała firemka ma dzisiaj trzy latka. Czuję się jak niesamowicie dumny rodzic! I dzisiaj poszły niesamowite dobre rzeczy dla moich klientów za każde słowo, za każdą niesamowitą dobrą sprawę, jaką dla mnie zrobili, przede wszystkim za zaufanie, jakim na początku obdarzyli głupią osiemnastolatkę. Dzisiaj - idealnie nam się współpracuje. Grono zaufanych ludzi się powiększa, a ja mogę utrzymać się sama. I to jest właśnie mój sens życia. Dążenie. Studia, najlepszy okres w życiu? Mimo że teraz nie mam czasu na sen, a żeby zrobić coś dla siebie, muszę rezygnować z któregoś obowiązku. Treningi = praca w nocy = mniej czasu na sen = zmęczenie = nieogarnianie na zajęciach. Co zrobić!? Moje studenckie wyzwanie - stowarzyszenia, projekty, czas na wychodzenie poza sferę komfortu... chociaż teraz może jeszcze bardziej niekomfortu. 

I wiecie. Nie powiem, że jestem szczęśliwa. Mimo że uwielbiam pęd, dużo zadań i uwielbiam, ba - kocham to, co robię, czym się zajmuję, gdzie pracuję, kocham swoją firmę, swoich ludzi, to jestem przemęczona. Do tego problemy osobiste, problemy bliskich, tragiczne wydarzenia i inne smutne sprawy, sprawiają, że jestem przytłoczona i nie umiem już latać. 

Potrzebuję kilku dni na siedzenie i pogapienie się w ścianę. Nikt mi tego nie da. 

sobota, 10 października 2015

Poniosło!

Poniosło mnie życie. Oczarowało, zauroczyło, zachwyciło. Zapomniałam o zmartwieniach i innych zabójczych problemach, o wciąż trwającym remoncie i natłoku zajęć. Odcięłam się od świata internetowego na całe dwa tygodnie. I wcale mi tego nie brakowało - nie miałam czasu. 

Studia ruszyły z totalnego kopyta, zajęć mnóstwo, potem jeszcze praca jedna i trochę pracy drugiej. Nie ma czasu na życie? Muszę, nie. Chciałabym uporządkować w końcu zorganizować na dobre promieniejesz. Myślę, że powoli pewne zmiany będą wprowadzone, a już na pewno posty będą pojawiały się regularnie. Choć to będzie wyzwanie, bo czas nie jest mi łaskawy. 

Co do mojego życia, to... coraz więcej projektów, szans i innych wyzwań. A 101 in 1001 nieubłaganie posuwa się do przodu. Macie czasem tak, że chcielibyście tyle zrobić, tyle zorganizować, ale albo brakuje skrzydeł albo czasu, albo możliwości? 

Zaczęłam czytać różne motywacyjne książki. Nie wiem czemu, niby w sporej części to takie psychologiczne gówna, ale mówię Wam, że czasami mnie ponosi i  myślę sobie jedno wielkie SERIO. Obojętnie w jakim sensie :). Jeśli jakieś znacie, które są totalnie godne polecenia, rzucajcie tytułami! :) 

Brakowało mi Was, dzisiaj poświęcę czas na nadrobienie u Was wszystkich zaległości, jestem ciekawa, co tam u Was! :)

A poza tym. Serce nie sługa. Miłość przychodzi nieproszona. A każdy kij ma dwa końce.


W czasie, kiedy byłam totalnie zajęta, dostałam dominację od Jaspis. Bardzo Ci dziękuję, kochana za nominację! :) 

Na początek - odpowiedzi na 11 pytań :)

1. Jaki był/jest Twój ulubiony oraz znienawidzony przedmiot w szkole?
Od gimnazjum bardzo lubiłam wiedzę o społeczeństwie. Moja sympatia do takiej wiedzy przeszła też do liceum, lubię się uczyć o ludziach i o różnych takich... aktualnych sprawach. W liceum - drugim moim ulubionym przedmiotem stała się psychologia, która pochłonęła mnie przecież do reszty. Jakichś bardzo znienawidzonych przedmiotów nigdy nie miałam. Chyba że pod względem nauczycieli - to nienawidziłam matematyki. Zawsze miałam takie nauczycielki, które miały problemy same ze sobą i problemy ze swoimi emocjami, a swoją niestabilność przekazywali na uczniów, znęcając się nad nimi :).

2. Kto Twoim zdaniem powinien w związku "nosić spodnie"?
Facet oczywiście. Może dlatego jestem tego taka pewna, bo mam problem z decyzyjnością, muszę mieć kogoś, kto jest pewny czegoś i mnie wesprze w moim przekonaniu albo totalnie mnie z niego wyprowadzi. Poza tym - jestem tradycjonalistką, jeśli chodzi o kobiety w związku. Lubię czasami zależność i lubię mieć poczucie, że jestem taka ogarniana przez niego. Wiecie, wtulona.

3. Książka czy film?
Z reguły książki, raczej nie oglądam filmów, a jeśli już - to takie, które jakoś w szczególny sposób mnie zauroczą. Książki zawsze chętnie czytam i dużo rozpaczam, że nie zawsze mam na nie czas.

4. Kiedy kompletnie nie masz ochoty oraz sił na trening, odpuszczasz czy się do niego zmuszasz?
Kiedy kompletnie nie mam siły czy ochoty, to decyduję się na jogę, której regularnie nie uprawiam. W takie dni właśnie rezygnuję z cardio czy siłowych, a stawiam na zrelaksowanie się przy kolejnych assanach. Jestem potem totalnie odświeżona, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

5. Co sądzisz o wychodzeniu poza strefę komfortu? Czy jest to dla Ciebie trudne, czy może przychodzi Ci z łatwością?
Osobiście uwielbiam wychodzić poza strefę komfortu. Każdy trening powinien być wychodzeniem poza swoją komfortową strefę. Jeśli ktoś trenuje, ale tak, by się nie zmęczyć za mocno, nie szarpnąć za swoją siłę, według mnie, nie jest to opłacalny trening, ale zupełne zmarnowanie czasu. Zawsze swoim podopiecznym polecam przekonanie się do wychodzenia poza sferę komfortu, dużo daje to nie tylko do kondycji, ale w ogóle - wiele zalet do samego życia. Chyba wychodzenie poza strefę komfortu nikomu nie przychodzi łatwo, ale wydaje mi się również, że w sporej części jest to kwestia przyzwyczajenia :).

6. Czy są jakieś rzeczy, sprawy, które irytują lub denerwują Cię w blogowaniu?
Czy irytują lub denerwują... sama nie wiem. Nie wydaje mi się, że oprócz pochłaniania dużej i ogromnej ilości czasu, coś innego mi tutaj przeszkadzało. Z reguły nie mam problemu z pisaniem notek, uwielbiam też ten kontakt z ludźmi i możliwość rozwijania się pod różnymi kątami, także tylko ten czas psuje wszystko.

7. Jak radzisz sobie ze stresem?
Kiedy mam możliwość, to wsiadam w samochód, włączam ulubioną płytę na full w aucie i jadę przed siebie. Najlepiej stres ze mnie schodzi na autostradzie lub na ekspresowej drodze, bo wtedy mogę sobie przycisnąć i naprawdę nie myśleć o niczym, tylko skupiać się na mijanych innych samochodach i na prowadzeniu. Kiedy nie mogę wsiąść do samochodu, idę trenować. To takie banalne, ale czasem wystarczy mi np. zrobienie parudziesięciu przysiadów, kiedy myślę tylko o tym, co robię, a nie o żadnych tam innych.

8. Na co lubisz spożytkować wolny wieczór?
Rzadko mam wolne wieczory, bo zazwyczaj mam wtedy rozpisane treningami z klientami, ale zawsze jeden wieczór w miesiącu, robię sobie taki oczyszczający dzień, kiedy nic nie robię - żadnych obowiązków, tylko fast food day i spełnienia marzeń day, rozluźnienie od treningu, od diety i nadrabianie zaległości w czytaniu magazynów :). Oczywiście, przyjaciele czy ktoś inny zawsze mile widziany.

9. Z jakiej potrawy/ jakiego produktu nie wyobrażasz sobie nigdy zrezygnować?
Ojeej, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie! Jestem zwolenniczką nigdy nie mów nigdy :). 

10. Jak wyszukujesz nowe blogi, które odwiedzasz?
Gdy czytam komentarze na blogach, które również czytam, niektóre tak mi przypadną do gustu, że wchodzę zobaczyć i poczytać bloga i tam też przeglądam komentarze i szukam tych najlepszych. :) Z innego sposobu nie korzystam, ten uważam za najlepszy.

11. Zdradź mi swój prywatny przepis na szczęście.
Znajdź rzeczy, które lubisz robisz, których Ci brakuje i codziennie znajdź na nie czas. Znajdź taką wersję siebie, która sprawia, że czujesz się pięknie i wygodnie, i taka bądź. Znajdź ludzi, którzy sprawiają, że masz na twarzy uśmiech i z nimi bądź. :)


Nominuję:
1. frazesy.blogspot.com
2. keepyourbalance.pl
3. kopnij-to.blogspot.com
4. akrofit.blogspot.com 
5. okiem-kobiety-na-swiat.blogspot.com
6. lato-w-nas-jest.blogspot.com 

I każdego, kto tylko przeczyta ten post :) Dawajcie znać pod tym postem :).

Pytania dla Was:
1. Dlaczego się uśmiechasz?
2. Co jest Twoją największą pasją i dlaczego?
3. Najpiękniejsza książka, którą ostatnio przeczytałaś?
4. Jaki film najbardziej Cię wzruszył?
5. Jakich ludzi najbardziej lubisz?
6. Kim chciałabyś być za 10 lat i jaką kobietą chciałabyś być?
7. Ulubione miejsce na świecie?
8. Ulubiona rzecz w Twojej torebce?
9. Masz jakiś szczęśliwy numerek, szczęśliwą rzecz, którą w ważnych chwilach masz przy sobie?
10. Boisz się życia? Dlaczego tak, dlaczego nie?
11. Dlaczego blogujesz? Czego potrzebujesz od blogowania?

Miłego tygodnia dziuby!

sobota, 26 września 2015

[wyzwanie] Would you rather questions :)

Dzisiaj kolejna część wyzwania, którego podjęłam się już jakiś czas temu, a idzie mi bardzo, bardzo powoli :). Ostatnie dni w Stanach przede mną, wrócę prosto na nowy rok akademicki. A jak mi idzie przygotowywanie się do niego? Nie robię kompletnie nic. To mój sposób na super wejście. 

Może już się zorientowaliście, że nie lubię typowych rozwiązań w tego rodzaju wyzwaniach, dlatego dzisiaj też - kapka nietypowych rather questions, co byście dowiedzieli się paru niepotrzebnych rzeczy o mnie :).

1. Wolałabyś nosić stanik pushup każdego dnia albo każdego bożego dnia szpilki? 
Ogólnie jestem kobietą, która codziennie śmiga w jakichś zajebistych i mega kolorowych snikersach, ale uwielbiam szpilki. Nienawidzę staników z pushupem, wydaje mi się wtedy, że moje piersi są wielkie i chcą rozerwać bluzkę! Serio. Dobra, ukochałam sobie tylko jeden stanik push up, który mam od niedawna, a zauważyłam go w reklamie intimissimi. Idealny.

2. Wolałabyś być twoją mamą czy tatą?
Wolałabym być tatą. Jestem idealną mieszanką ich obojga, ale z charakteru, te gorsze cechy mam po mamie, to mogłabym zostać tatą. Oazą spokoju i dystansu.

3. Wolisz płynnie mówić w każdym języku na świecie czy być najlepszym na świecie w jednej, wybranej przez siebie dziedzinie?
Akurat to dla mnie mega proste pytanie, bo nigdy nie jarałam się znaniem iluś tam języków. Wystarczy mi to, co znam plus ten jeden, który mam w planach. Za to, bycie najlepszym w tym jednym i to w tym, co mnie najbardziej interesuje jest mega fascynujące! I naprawdę bym sobie tego marzyła.

4. Gdybyś miał wybrać, podróż w przeszłość i poznanie swoich przodków - przed 1800 rokiem, czy podróż w przyszłość i poznanie swoich prawnuków, co byś wybrał?
Może jestem dziwna, ale nigdy nie chciałam poznać swojej przyszłości. Lubię tą niepewność, która mnie ogarnia i w sumie, zawsze też się obawiam, że przyszłość, która mnie czeka, zniechęciłaby mnie, gdyby okazała się być nie po mojej myśli. Lepiej teraz żyć tym, co się ma. A przodków chętnie bym poznała. O swojej rodzinie wiem bardzo mało, zadziwiająco niewiele.

5. Wolałabyś znaleźć prawdziwą miłość czy milion złotych?
Pff, prawdziwą miłość. Milion mogę zarobić (y)!

6. Wolałabyś mieć połowę Twojego obecnego wzrostu czy być dwa razy grubsza?
Orany, nic. Dobra, wybrałam to, że mogłabym być dwa razy grubsza. Schudłabym, a urosnąć w tym wieku bym nie mogła :).

7. Wolałabyś mieć przycisk cofnij czy pauzuj w swoim życiu?
Bez w ogóle zastanowienia, pauzuj. Jak pisałam wyżej, cofnąć się rzadko chcę. Za to - pauza byłaby idealna. Czasami mam ochotę po prostu wziąć głęboki wdech, a kompletny brak czasu na to dobija. No i druga opcja, bardziej optymistyczna, że taka pauza zatrzymywałaby wszystkie najpiękniejsze chwile! :)

8. Wolałabyś, żeby Twój dom był zawsze za gorący czy za zimny?
Nie znoszę gorąca, uwielbiam zimę. Kocham marznąć. Gdyby w moim domu zawsze było za zimno, byłoby przyjemnie. Dla mnie.

9. Wolałabyś żyć w świecie bez rozwodów czy bez małżeństwa?
Bez małżeństwa. Nie wyobrażam sobie żyć w świecie, w którym jest tyle smutku i złości, kiedy ludzie nie mogą się rozwieść. To strasznie przykre. Bez małżeństwa można żyć, tak naprawdę - to ono nic nie zmienia. Ale nie zawsze się chce :)

10. Kim wolałabyś być: Emmą Watson czy Natalie Portman?
Jeśli miałabym wybierać z ich dwóch, to wybrałabym Natalie Portman. Jest przepiękna! Chociaż i tak nie wygrywa z uwielbianą przeze mnie Jessicą Albą, która według mnie jest najpiękniejszą kobietą na świecie.

11. Wolałabyś dostać na prezent pieniądze lub coś kupionego?
Najbardziej lubię dostawać prezenty. Pieniądze zarabiam, także dostawanie ich jeszcze na urodziny albo z jakieś innej okazji, nie jest dla mnie taką frajdą, jak jakieś niespodzianki w ładnie opakowanych pudełkach ;).

12. Wolałabyś mieć długie życie, ale zupełnie samotne i nie zakochując się ani razu czy mieć krótkie życie, ale pełnych namiętnych romansów?
Jezu, to naprawdę trudne. Jestem totalnie świadoma swojej słabości do ludzi i tego, że bez miłości długo nie dam rady, ale krótkie życie jest równie przerażające jak samotność (no chyba, że krótkie życie bez świadomości tego). Dobra, wybrałabym jednak to krótkie życie. Żyć w pełni i mieć te romanse, ale nie wiedzieć, że nigdy nie będę miała takiej osoby na całe i długie życie, o.

13. Wolałabyś zgubić telefon czy klucze?
Klucze! Kilka osób mi najbliższych ma zapasowe klucze do mojego mieszkania, ale jak sobie pomyślę, że mogłabym zgubić telefon i obcy ludzie mieliby dostęp do takiej największej mojej świątyni prywatności, to jestem, co najmniej przerażona.

14. Wolałabyś mieć prywatnego stylistę włosów czy prywatnego szofera?
Stylistę włosów. Jestem zdołowana swoimi włosami, a właściwie fryzurą. Włosy mam świetne, gładkie, jedwabne, bez rozdwojonych końcówek (filozofia minimalizmu się kłania), ale w doborze fryzury jeszcze żaden fryzjer się nie popisał. Smuci mnie to przeokrutnie. A niedługo idę do fryzjera i stoczę kolejną walkę (setną) o dobraną fryzurę.

15. Wolałabyś się dowiedzieć, że Twój mąż to gej, czy syn to gej?
Wolałabym, żeby to mój syn okazał się gejem, z racji tego, że mąż jest właśnie moim mężem. Nie lubię kłamstwa, nienawidzę oszukiwania. Nie zniosłabym chyba myśli, że przez długi okres czasu żyłam w kłamstwie.

16. Gdybyś miała wybrać: mieszkać w Polsce biednie, czy wyjechać zagranicę i żyć bogato. Co byś wybrała?
Wyjechałabym. Nie jestem przywiązana do Polski, cenię sobie jedynie moje miasto, do którego mam wielki szacunek i uwielbienie. Jestem chyba obywatelem świata. Wszędzie czuję się dobrze, zresztą ciągle jestem gdzie indziej i każde z tych miejsc, mogłabym nazwać drugim, trzecim, czwartym domem. A czy biednie czy bogato, na wszystko można znaleźć sposób.

17. Wolałabyś być właścicielem Starbucksa czy CocaColi?
Uwielbiam Starbucksa. Wiadomo, nie?

18. Wolałabyś być znienawidzona czy ignorowana?
Chyba ignorowana. Jestem taka, że lubię, jak mnie lubią. Hehe.

czwartek, 24 września 2015

Birthdaygirl

 Mamo i Tato, dziękuję.
Dzisiaj minęło dwadzieścia lat, od kiedy mnie macie. Jesteście najlepszymi ludźmi na Ziemi, Wasz uśmiech, Wasze błyski w oku, kiedy ja sama się uśmiecham, są dla mnie najpiękniejszą oznaką miłości. Nie trzeba szukać dalej. Nie powiem Ci, że to miłość, choć jesteś wszystkim czego w życiu trzeba mi. Dziękuję za cudowne dzieciństwo, pełne beztroski, tylko tych kolorowych dni, podróży, poznania świata, otwierania umysłu. Dziękuję za każde, nawet to najmniejsze słowo wsparcia, nawet, jeśli szanse na powodzenie były niewielkie. Dziękuję to dla Was za mało. Dziękuję za to, że wychowaliście mnie na taką, jaką teraz jestem. Dzięki Wam stałam się tą Aleksandrą. Dobrą wersją samej siebie. To Wy daliście mi odwagę do walki o siebie. Pozwoliliście od wczesnej pory walczyć o sobie, nie wtrącaliście się, daliście wolną rękę. Wprowadziliście w dorosłe życie.

Mamo i Tato, przepraszam.
Od kiedy wyrosłam przyniosłam Wam mnóstwo smutku. Kiedy byłam nieszczęśliwą dziewczyną. Kiedy się zakochałam, ale nie chciałam się do tego przyznać, kiedy potem Wy – mimo zdrowego rozsądku, zaakceptowaliście moją Miłość. Przepraszam, że zawsze ryzykowałam swoje szczęście. Przepraszam za rok 2012. Kiedy w jednym miesiącu odeszło czterech moich małych podopiecznych w hospicjum. Kiedy Babcia odeszła po walce z rakiem, na który teraz jestem narażona. Kiedy w moje siedemnaste urodziny odszedł mój najlepszy przyjaciel, a ja nie mogłam przestać płakać. Kiedy potem odszedł znajomy z podwórka. Rok zniszczenia. Przepraszam Was za ten rok. Kiedy nie mogliście spać, bo ja nie mogłam spać i siedziałam, gapiąc się w stare zdjęcia. Przepraszam Was za strach, który odczuwaliście, gdy powiedziałam Wam, że pierwszy raz w życiu czuję takie realne przerażenie o samą siebie, że sobie nie poradzę, że mogę tego nie udźwignąć. Przepraszam za ten moment, kiedy musieliście powiedzieć mi, że mój narzeczony nie żyje. Przepraszam, że potem uciekłam, nie mogąc zostać dłużej w tym świecie.

Dziękuję, że jesteście najlepszymi rodzicami na świecie. I że jesteście zawsze razem, bez względu na wszystko.

Dwadzieścia lat to całkiem mało. Całkiem sporo się wydarzyło. Nigdy nie robiłam bilansów, podsumowań każdego pojedynczego roku. Życie mam niesamowite. Mimo kilku tragedii, które odcisnęły piętno i ślad zawsze będzie. Nie powiem, żeby mnie może czegoś nauczyły. Może, nie wiem. Jestem szczęśliwa, chociaż czasami mówię to sobie i czuję się absurdalnie. Ale tak jest jakoś. Bo zawsze, gdy we wnętrzu odczuwam taką błogość, to właśnie moje szczęście.

Wiem, że osiągnęłam to, co mam tylko dzięki ludziom, których spotkałam na swojej drodze. Dzięki rodzicom, przyjaciołom, ukochanemu. Wiem też, że moim gwarantem sukcesu są inni ludzie. Każdy. Każdy, kogo spotkałam w życiu. I moi najlepsi przyjaciele, najwspanialsi faceci na świecie. Mimo że przyjaźń okropnie potargana przez stratę dwóch ludzi, którzy wiernie sklejali całość. Wytrzymaliście i jak niedawno wspominałam, mamy dziecko. My dzieci. Budujące.

Życie jest niesamowite. Uwielbiam je.

Zostań, jak nikt mnie znasz
Przecież dobrze wiesz
Boję się być sam
Zostań do rana raz
Może zwykły dzień
Nic nie zmieni w nas
Zostań, choć nie stać mnie
Na to wszystko
Co mi możesz dać
Zostań, kiedyś przyjdzie czas
Na pytania
I to co teraz wciąż jeszcze przerasta nas

Zostań, nie szukaj już
Gdzieś daleko
Tego co masz tu

Zostań, bez zbędnych słów
Tak jak teraz
Cierpliwie obok bądź po prostu dzień po dniu
Zostań

Zostań, nie powiem ci
Że to miłość
Choć jesteś wszystkim czego w życiu trzeba mi
                                                                      Kortez.

sobota, 19 września 2015

You are strong.

Zawsze, obojętnie na drodze do jakiego celu, znajdzie nas taki mały gnom, który powie, że nie masz już siły, nie umiesz, nie dasz rady, jesteś za słaby na to wszystko. Że marzenia są dla innych, wcale nie dla Ciebie, że Tobie pozostaje tylko bycie słabą wersją siebie. Pamiętaj, że Ty jesteś o wiele wyżej od tego gnoma. On wcale Cię nie zna, on mówi głupie ogólniki. Możesz więcej niż myślisz, dłużej i mocniej. 

Miałam nie napisać nic, aż do swoich urodzin (a do tego jeszcze parę dni!!), ale mój telefon przypomniał mi dzisiaj, że 19 września mija rok, od moich pierwszych profesjonalnych zajęć z klientem jako trener personalny. Długa droga była przede mną zanim dostałam pracę. Rok borykałam się z tym, próbowałam, dokształcałam się i łapałam każdą okazję zdobycia wykształcenia i kolejnych kursów. W końcu udało się! W klubie, do którego sama chodziłam i ładowałam ciężary. Wśród ludzi, których bardzo dobrze znałam i uwielbiałam. 

Doskonale pamiętam swoją pierwszą klientkę, bo jest ze mną do dzisiaj :). Kobieta po trzydziestce, nie mogąca mieć dzieci z powodu swojej ogromnej (40 kilogramowej) nadwagi. Była piękna, uśmiechnięta - ZAWSZE, ale też temu uśmiechowi zawsze towarzyszyły smutne oczy. Zostawiona przez męża, bo nie mogła dać mu tego, co on najbardziej chciał, postanowiła zmienić swoje życie o całe 180 stopni. Było ciężko. Początkowe treningi to niemal tylko 5 minutowe cardio, bo więcej nie dawało rady, to skłony ledwo widoczne, to przysiady, które były tylko półprzysiadami, o brzuszkach nie było mowy nawet, o wykrokach nie było mowy. Totalny brak kondycji, wytrzymałości i zupełny brak wiary w siebie! 

Pierwszy miesiąc był katorgą, płacz na treningach normą. Serce mi się krajało, bo nie mogłam patrzeć na jej cierpienie. Wiecie, ona po prostu wylewała podczas treningów cały swój żal do życia, a miała go strasznie dużo. Wielokrotnie płakałam razem z nią, bo nie umiałam jej pomóc. I to ona była największą inspiracją do mojego własnego projektu, w którym pomagam ludziom odnajdywać szczęście w życiu. Spełniać się. Bo ona też miała to wszystko w sumie, ale nie potrafiła tego odnaleźć. Pierwsze efekty, to łzy wzruszenia, w końcu - po miesiącu mogłyśmy przejść do poważniejszego treningu. Jej ciało nam na to pozwoliło, bo ta dzielna kobieta była gotowa na to już dawno. 

Kiedy dopadała ją chandra, że się męczy, że nie daje rady... zaczynałam ćwiczyć razem z nią, żeby zobaczyła, jak ja się męczę podczas głupich skoków, biegania w miejscu, podnoszenia kolan czy wspinaczki górskiej w określonym czasie i jak po naszym dwugodzinnym treningu leje się ze mnie pot. Dodawało jej to sił, że ja ich nie mam :) A ja z przyjemnością męczyłam się dla niej. Wiele się dzięki niej nauczyłam. Nikt nigdy nie pokazał mi takiej siły, jak miała ta kobieta. Jestem jej dozgonną wielbicielką. 
No i też nikt tak jak ona na mnie nie przeklinał. :) Mimo wszystko... była promykiem! Na siłowni w kadrze wszyscy ją uwielbiali, ona uwielbiała wszystkich. I zmieniała się z dnia na dzień. Oczywiste jest to, że nie tylko zewnętrznie, ale też wewnętrznie. Znalazła wspaniałego mężczyznę, który nie tylko zakochał się w niej, gdy sama siebie nie akceptowała, ale niesamowicie ją wspierał w walce o wartość :). Chodził do nas na siłownię i zawsze z nią był, a ja czułam się czasami przy nich jak piąte koło u wozu :).

To wszystko, co zdarza się innym ludziom, nie jest kwestią szczęścia. To tylko ciężka praca, którą wykonują, oni sami, by, często, być szczęśliwym i wznieść się na swoje szczyty. Chyba wielokrotnie o tym już tutaj pisałam, ale to właśnie, według mnie, jest najpiękniejsze w ludziach. Potrafimy walczyć, wystarczy zapalić w nas taką małą iskrę, która potrafi rozniecić niesamowity pożar. 

środa, 16 września 2015

Nuuuda!

Siemano w tą piękną noc. Siedzę w samolocie już kilkanaście godzin, a jeszcze kilkanaście przede mną. Brzmi to przerażająco, ale na szczęście tak się nie czuję. Jestem mega podekscytowana, nie mogę usiedzieć, na szczęście bardzo miły pan koło jest świetnym (ba, niesamowitym!!) towarzyszem podróży i sobie ładnie umilamy czas nawzajem. Okazało się, że też ostro trenuje, moje zaskoczenie było ogromne, bo totalnie po nim tego nie było widać... ale potem zdjął marynarkę i wszystko się ukazało w idealnie skrojonej koszuli. Anglicy mają klasę! 

Tak, miałam przesiadkę w Londynie, gdzie również mogłam odpocząć przez siedmiogodzinną przerwę przed kolejnym lotem. Poszłam do hotelu na trzygodzinną drzemkę, zjadłam najlepszego burgera w tym pięknym mieście i posiedziałam nad Tamizą ze znajomym, którego zerwałam z pracy. Takie spontany i niespodzianki lubię. W ogóle się mnie nie spodziewał, a ja przywiozłam mu pyszne polskie żarcie, aaaa!

Okej, końcowy przystanek --> Los Angeles! Tylko dwie godziny wolnego i pierwszy ośmiogodzinny kurs przede mną. Świetni trenerzy, jeszcze świetniejsi uczestnicy będą przekraczać swoje granice wytrzymałości i wykraczać poza sferę komfortu. Wyzwanie, jakie sobie postawiłam? DAĆ RADĘ! A poza tym, dziesięciominutowy plank i 300 przysiadów. Nie mogę się doczekać tego piekła. Potem parę dni regeneracji i niezdrowego żarcia, idealne połączenie, ha. 

Kolejny przystanek na mojej mapie to Nowy Orlean, kolejne tysiące kilometrów do pokonania, kolejny kurs, tym razem przyjemniejszy, bez szalonego palenia mięśni! W Nowym Orleanie pragnę się też spotkać z moją pierwszą podopieczną, którą wzięłam pod swoje trenerskie skrzydła i która schudła, dzięki swojej wytrwałości, sile, motywacji, uśmiechowi i silnemu charakterowi, 45 kilogramów. KOCHAM JĄ. Jest moją wielką inspiracją! Mimo że w trakcie treningów z nią ostro dawała mi w kość i miałam ochotę ją udusić na macie :) Niezłe ziółko z niej było, nigdy nie chciała ćwiczyć, dopóki ja nie będę się męczyła razem z nią, o raany. Świetne wspomnienia :). 

A w Nowym Jorku będzie czas tylko dla przyjaciela. Mieszka tam od roku, od roku się nie widzieliśmy, a sporo w naszych życiach się pozmieniało, co prawda jesteśmy na bieżąco, ale wiecie... na odległość to to wszystko słabe jest. Nie cierpię Nowego Jorku, nie wiem, co ludzie w nim widzą, dla mnie jest to miasto, które najwięcej daje, ale jeszcze więcej odbiera. Chociaż muszę przyznać mają tam parę świetnych miejsc, takie złote perełki na tle piekieł. Spędzę z nim tydzień, pełen inspiracji, bo załatwiłam sobie wejściówkę do jego pracy, a o tym jeszcze nie wie. KTO NIE LUBI NIESPODZIANEK? <wink> Bo najbardziej inspirujący są ludzie, którzy robią to, co o czym marzą i są tym, kim chcieli być. Oczywiste, nie? 

poniedziałek, 14 września 2015

Work harder!

http://weheartit.com/katrin_stefanie
Jestem świetna. Parę dni temu wymieniałam sobie telefon, super się cieszyłam i w ogóle byłam cała w skowronkach, ale zapomniałam, że na starym telefonie miałam piękną listę 93 tematów na posty tutaj. Straciłam ją. Mega straszne uczucie, wczoraj, gdy chciałam coś tutaj napisać i zaczerpnąć inspiracji w telefonie, przeżyłam prawdziwy dramat. Nadal mam depresję po stracie, ale próbuję z nią wygrać... treningiem oczywiście. :) 

Zaczęłam się zastanawiać nad jednym z ważniejszych punktów (dla mnie) w moim wyzwaniu 101 in 1001, a właściwie zorganizowanie bloga. Pomysłów trochę mam, ale jak na razie to jakiś jeden wielki mętlik. Jest ochota, żeby COŚ zmienić, ale pojawia się też trochę niepewności. Chciałabym pisać o tym, co mi najbliższe, praca, czyli rozwój, treningi, uczelnia i w ogóle, ale obawiam się, że to nie będzie to.

Tymczasem, najbliższe dwa tygodnie września spędzę w Stanach. Parę kursów, ale głównie świetny odpoczynek i już ostatnie głębokie wdechy przed ponownym rzuceniem się w wir uczelni, pracy i stowarzyszenia. Już się nie mogę doczekać. Nowe wyzwania, nowe projekty, nowi ludzie, aaaa! Brzmi mega inspirująco! 
http://weheartit.com/caroef__

Brakuje mi ostatnio trochę motywacji, moje posiłki leżą i kwiczą, prosząc o coś zdrowego w sobie. Niestety, na błaganiu i na potrzebie się kończy. Mama za dobrze gotuje i za dużo kupuje, a wypady z przyjaciółmi na szybko nie kończą się wizytami w zdrowym żarciu. Ale jest ostre postanowienie, jak tylko znów będę u siebie - porządnie dbam o dietę! Otak, przepisy zgromadzone, tylko robić :)

PS. Macie jakieś treningi fajne, godne polecenia? Brakuje mi, brakuje, brakuje! :)

Środa 7:45 samolot, jeeeeeeeeeej! 

czwartek, 10 września 2015

[wyzwanie] My favourites

Wyzwanie na mnie czeka, ale zatrzymałam się przy ulubieńcach, na których długo nie miałam pomysłu. Jak wiecie (albo i nie) lubię robić wszystko po swojemu, także dzisiaj w ramach wspaniałego Pillower's Challenge moi ulubieńcy, ale tylko września. Tak, września. Dziewiąty miesiąc to mój drugi ulubiony, a dzisiaj jest jeszcze dziewiąty dzień, to już w ogóle dobry powód na szaleństwo. :)

Po pierwsze muzyka.
Obojętnie w jakim zestawieniu, zawsze musi się pojawić się muzyka, która jest zupełnie nieodłączną częścią każdego mojego dnia. We wrześniu już będąc trochę w rozjazdach po Polsce, zdążyłam odkryć parę wcześniej nieznanych perełek, których w ogóle premiera miała miejsce we wrześniu.
pelnakutura.info

 Znacie PM2 Collective? Ja nie znałam. W ogóle nie mój gatunek, ale płyta trafiła w moje ręce i naprawdę pozytywnie się zaskoczyłam. Połączenie alternatywnego rocka i americany i to jest w takim storytellingu o chłopcu, który pomylił życie ze śmiercią. Mega przyjemny wokal, relaksuje się przy tym świetnie, sprawdzone przy jodze :).
Innym moim własnym odkryciem jest O.S.T.R., ile słucham rapu, tyle nie mogłam się przekonać do jego kawałków. Jeśli w jakimś spodobał mi się tekst, to bity nie podchodziły i odwrotnie. Parę dni temu leżałam padnięta po pięciu treningach z rzędu, a akurat stereo przesunęło się na jego płytę. I tak... zaiskrzyło coś! Nawet nie wiecie, jak mi ulżyło, bo bardzo chciałam w nim COŚ zauważyć. Jarando roku!

Po drugie telewizja

Kojarzycie ich? Ja już dawno kochałam ten serial, ale w końcu nadrobiłam wszystkie zaległe odcinki i jestem po prostu wniebowzięta. Poważnie, niby to komediowe, ale ten serial mnie nie tylko rozśmiesza, ale też wzrusza. No i nie jest zbyt skomplikowany w swojej fabule, także idealny na rozluźnienie... bo właśnie po to oglądam telewizję.

Po trzecie książki
Szczerze, to książek już mogłabym wymienić kilka, bo nauczyłam się jakoś kilka jednocześnie, ale chyba jakoś wybiorę ścisłą czołówkę.

Współczesne maniery Dorothea'y Johnson i Liv Tyler (tak, tej aktorki!). Książkę w wydaniu angielskim dostałam od swojego szefa w Chorwacji, średnio miła to była niespodzianka, ale na szczęście dostawali ją wszyscy, którzy tam pracowali... zaczęłam się poważnie martwić o moje maniery, myślałam, że są niczego sobie, ale ta książka zmienia wszystko! Zwykle nie przepadam za poradnikami, ale w tym wszystko jest tak przyjemnie, krótko, zwięźle i na temat napisane, aż miło się czyta. No i informacje bardzo na plus zilustrowane :).

Druga wrześniowa książka, która mnie oczarowała był Sąd nad prawdziwą miłością. Myśl przewodnia tej książki to, czy można zakochać się od pierwszego wejrzenia? Nie, to nie poradnik, bynajmniej - świetna powieść, pełna powiązań do literatury, malarstwa i filozofii. Uwielbiam!
Cały dotychczasowy wrzesień spędziłam z przyjaciółmi i to te chwile należą do tych ulubionych. Zagościłam u ulubionych nauczycieli z liceum, odwiedziłam starego trenera na siłowni. Wracanie na stare śmieci jest fajne, mnóstwo przytulania, opowiadania etc. A przyjaciele wciąż ci sami, tylko się starzeją, mają dzieci i się przeprowadzają, znajdują dobre prace albo rezygnują ze słabych. Zawsze narzekałam na to, że jestem najmłodsza w ekipie przyjaciół. Pomiędzy mną, a najstarszym jest różnica ośmiu lat. Czas na założenie rodziny dla niego już niedługo wybije, a dla mnie... po ostatnich wydarzeniach, chyba jeszcze długo, długo, długo nie :). Ale fajną rzecz usłyszałam, że będę miała czas totalnie dla siebie i na swój rozwój, to mnie niesamowicie cieszy. 

Dużo ostatnimi dniami trenuję, dwie godziny dziennie okazało się moim minimum, a znalazłam świetne ćwiczenia, w trakcie których i po których palą mięśnie niemiłosiernie, a ja długo szukałam czegoś, co da mi stęsknione zakwasy. 
To super Ballet Beautiful, który prowadzi Mary Helen Bowers, uwielbiam ją, uwielbiam te zestawy, szczególnie na pośladki! Spinają się jak szalone!! Utworzyłam sobie szaloną playlistę z jej filmików i robię co drugi dzień na zmianę z ostrymi cardio (szukam jeszcze jakichś fajnych, jak coś znacie, to śmiało walić drzwiami i oknami, bo szybko mi się nudzą). Jeśli chcecie, mogę Wam podesłać link do mojej playlisty albo szukajcie jej filmików na TYM kanale :). Warto spróbować! 


I prawie ostatni mój ulubieniec, to Samsung Galaxy S6 Edge, o mój maniu, uwielbiam go, to za mało powiedziane. Zdjęć mogłabym robić nim tysiące, tylko po to, żeby zachwycać się ich jakością. Zakrzywiony ekran daje niesamowity widok, no nie mogę się od niego oderwać. Super trafiony zakup, jeej!

A na koniec coś o ubraniach i butach, które uwielbiam, a najnowsze kolekcje przeszły same siebie :) 
Na pierwszym miejscu buty z Bershki, znalazłam je już w wakacje, ale zagranicą nie miałam czasu na szaleństwa sklepowe, także kupiłam je parę dni temu i są idealne! Uwielbiam sportowe buty i to one stanowią większość mojej szafy, to idealne dopełnienie. Zresztą cała sportowa kolekcja Sport Start Moving jak dla mnie robi wielkie wrażenie, szczególnie koszulki!! Zaskoczyła mnie też mega pozytywnie nowa kolekcja z Carry, gdzie rzadko coś wybierałam dla siebie, a teraz mogłabym wyjść cała obładowana torbami. W ten weekend kolejne odświeżanie szafy jesienno-zimowej przede mną, już nie mogę się doczekać :) 
Lecę na żelazny trening z Olą Żelazo i oczywiście na Ballet workout, miłego wieczoru Misie!!! 

poniedziałek, 7 września 2015

Remont w życiu :)

 Trochę dłużej niż zwykle się nie odzywałam, ale… zabiegana jestem. Po pełnym miesiącu pracy w Chorwacji z najcudowniejszymi ludźmi, jakich znam, wróciłam i szykuję się do życia w Poznaniu na nowo. Wróciłam do mieszkania, gdzie wszystko było zostawione, jak te parę miesięcy temu i zapragnęłam zmiany, takiej ogromnej.

Ruszyłam do sklepu, brałam wszystkie katalogi, jakie tylko mają. Siedziałam całą noc w Internecie, szukając czegoś dla siebie. Wyrzuciłam wszystko z szafek, szaf i pozbyłam się tego, co niepotrzebne, co mi przypomina jakieś negatywne wspomnienia z mojego życia. Tak się zaczął remont. Ściany dziurawe, wszystko jest jednym wielkim bałaganem. Ja tam wchodzę i czuję się naprawdę świetnie. To nic, że to wszystko zniszczy moje oszczędności, nieważne. Czuję się zaintrygowana, zajarana i niesamowicie podniecona zmianami, jakie na mnie czekają w nowym roku, nowym początku? Nie tylko, jeśli chodzi o mieszkanie, ale o całe życie.

Gdzieś tam pisałam już kilkakrotnie, że białe mieszkania, domy są nie dla mnie i serio… mam wrażenie, że teraz są wszędzie! Wszędzie podobne meble, a już na pewno te same plakaty czarno-białe. Ale to nie dla mnie, dla mnie biel, szarość i czerń, mimo że idealnie ze sobą współgrają, to nie wydają mi się przytulne. Ja lubię kolory, żywe mocne. Tak, aby działały na mnie pobudzające i stymulowały mnie do życia. Postawiłam na mieszankę szarości i mocnego różu, taka trochę magenta. Uwielbiam to połączenie! 

Dodatkowo, urodził mi się chrześniak, mały Franek. Tym samym powiększyła się nasza ekipa. :) Tak, to synek mojego przyjaciela, no cóż – nieplanowany był. Facet nie ma szczęścia do kobiet, dziewczyna zostawiła mu Franka i uciekła daleko, pozbywając się wygodnie praw rodzicielskich, ale mały Franek i tak teraz ma najlepszą rodzinę na świecie :).


Pomysłów na posty nazbierałam sobie, zapisuję je sobie dokładnie w notesie, ale jak na razie czasu brak na ich napisanie. Nie martwcie, ciągle będę trochę się tutaj kręciła, a dzisiaj nadrobię zaległości u Was :)  

środa, 2 września 2015

Jestem kobietą!


Jestem kobietą, pożądam, jestem pożądana i seksowna.


Jeszcze rok temu, gdy ktoś powiedział na mnie kobieto, umierałam ze śmiechu. Gdzie ja kobietą? Jestem przecież taka młodziutka, dziecięca, no zupełne głupoty. Nawet będąc w związku z kilka lat starszym mężczyzną, nie czułam się na bardziej dojrzałą niż byłam, mimo że on dodawał wizualnie parę lat do przodu. Czułam się dzieckiem, nie zachowywałam się jak dorosła ani nie ubierałam się na swój wiek. Nie chciałam przyciągać wzroku.

http://weheartit.com/solenels98
Coś się we mnie nagle zmieniło. Spojrzałam w lustro i w jednym momencie doceniłam swoją figurę, swoje piersi, talię, brzuch, uda, pośladki. To, co kiedyś mnie drażniło, czego nie lubiłam, nie mogłam patrzeć. Teraz lubię bluzki z dekoltami w serek, które podkreślają mój biust, uwielbiam krótkie spodenki, w których widać moje (nie)zgrabne uda i lubię rurki, które idealnie ogarniają pupę! Pupa, która nie jest idealna, ale przecież wystarczy wiedzieć, co na Tobie dobrze leży i co Ci pasuje, by być super seksowną bombą!

Kobieto, nie chowaj się pod szerokimi ubraniami. No dobra, sama uwielbiam wielkie koszulki, ale wszystko w normie, ale zawsze pamiętam, żeby ciuch nie kończył mi się pod samą szyją. Jesteś piękna ze wszystkimi krągłościami, jakie masz, jeśli tylko dostrzeżesz swoje piękno, jeśli pokochasz swoje ciało, będziesz promieniować swoją miłością i przyciągniesz spojrzenia wszystkich, zwłaszcza panów.

Często jest tak, że nie chce mi się malować. Wstaję i mam ochotę zostać w dresie, zwykłej bluzce, i nic dalej nie robić. Wiem jednak, że jak nie położę podkładu i nie pomaluję rzęs, będę się cały dzień czuła niekomfortowo. Tak mało, dwie głupie czynności, a robią ze mną cuda. I 75% przypadków, kiedy mam taki właśnie dzień leniwy i słaby, to skuszę się na makijaż, wbrew sobie, ale dla siebie, z maksymalnym efektem. 

Bo lubię wyjść w ubraniach, w których czuję się pięknie. Lubię zauważyć, że jakiś mężczyzna spojrzy na mnie, lubię się uśmiechnąć, by pokazać, że tak wiem, nieźle dzisiaj wyglądam. Ze swoimi niedoskonałościami, z nadmiarami i niedoborami, czuję się piękna i zbieram za to bonusy. Nie wierzę, że jakaś kobieta, by nie chciała, żeby jej pożądali, by zobaczyli, skomplementowali. To cholernie zjawiskowe. 


Wiecie, że jestem jeszcze młoda, ale sporo miałam wrażeń w swoim życiu, dobrych, złych i tych wspaniałych i okrutnych, ale jeden człowiek powiedział do mnie, żebym zawsze dbała o swoje piękno i chciała je pokazywać. A dla mnie – największym pięknem nie tylko kobiety, ale też mężczyzny jest uśmiech, taki prawdziwy, który widać także w oczach. Oczy są przecież odzwierciedleniem duszy. Pięknej duszy, piękne oczy, piękna Ty. A makijaż i to, w co się ubierzemy, jest nie tylko kolejnym odzwierciedleniem duszy, a właściwie naszego charakteru, ale również może świetnie dodać nam pewności siebie. A takie codzienne chwile przed dużym lustrem to codzienna dawka pobycia sama ze sobą, podziwiania się, dodania sobie pozytywnej energii i idealny moment na powiedzenie sobie, że dziewczyno, jesteś świetna, piękna, świat zwojujesz, idź już i świeć. 

wtorek, 1 września 2015

101 in 1001. Let's go :)

Dzisiaj pierwszy września, pewnie czas z Was wraca do szkoły, taki kolejny początek na Waszej drodze. Ja też uznaję go za swój początek, bo nie chcę czekać, aż do października i przedstawiam Wam moje nowe życiowe wyzwanie - 101 in 1001. Myślę, że znacie ten projekt, był bardzo popularny jakiś czas temu, może ktoś z Was w nim już uczestniczy? :)

Dwa lata temu zaczęłam go po raz pierwszy, chyba był dla mnie zbyt małym wyzwaniem, bo skończyłam go już w 468 dni. Odczekałam trochę i dziś ruszamy :) I polecam to również Wam. Piszę to tutaj, by mieć stały wzgląd w swoją listę, gdy tylko tutaj zaglądam. :)

Legenda:
KOLOR ZIELONY - SKOŃCZONE :)
KOLOR NIEBIESKI - W TRAKCIE :)

Różne przyjemności:
1. Zrobić generalny porządek w mieszkaniu
2. Poznać 5 osób [5/5]
3. Przejechać samochodem 1020 kilometrów [1060/1020]
4. Zorganizować bloga.
5. Regularne spotkania z przyjaciółmi. Raz na tydzień! 
6. Kupię prezent przyjaciółce bez okazji.
7. Co miesiąc odłożę 200 zł.
8. Zdobyć stypendium.
9. Zrobię porządek z notatkami na studia.
10. Zorganizować nowy organizer :D
11. Kupić album na zdjęcia.
12. Znaleźć zdjęcia i w końcu wywołać!
13. Zorganizować 5 razy imprezę [1/5]
14. Wziąć udział/ zorganizować 4 duże projekty [2/4]
15. Uporządkować swoje relacje.
16. Znaleźć drugie źródło dochodu.
17. Upolować coś fajnego w lumpie!
18. Spróbować 20 nowych alkoholi [1/20]
19. Sprzedać niepotrzebne książki.
20. Za każdy zrealizowany cel - mała przyjemność albo - hajsy na konto! :) [/101]

Kulinarnie:
21. Zrobić 10 różnych pizz.
22. Upiec tort.
23. Upiec 5 różnych chlebów.
24. Spróbować 20 herbat [2/20]
25. Odwiedzić 10 nowych restauracji.
26. 30 dań ugotować, których jeszcze nie gotowałam [2/30]
27. Upiec 8 ciast.

Zakupy:
28. Kupić nowy telefon.
29. Kupić nowy laptop.
30. Kupić 3 zestawy ciuchów sportowych.
31. Kupić nowe ciuchy na jesień, cały zestaw!
32. Kupić fluxy :)
33. Kupić rosheruny
34. Kupić asicsy
35. Kupić nową torebkę na studia
36. Biały zegarek
37. Upolować w końcu fuksjowe ramki!
38. Duży słoik na oszczędności
39. Sokowirówka! 
40. Kupić totalną nową seksowną bieliznę
41. Garnek do gotowania na parze

Kulturalnie:
42. Przeczytać 20 książek motywacyjnych
43. Przeczytać 50 powieści
44. Obejrzeć 80 filmów
45. Pójść na 30 koncertów [1/30]
46. Przesłuchać 30 płyt nie mojego gatunku [1/30]
47. Iść do kina 10 razy
48. Nadrobić filmy z Jude Law i Adrienem Brody
49. Dokończyć 8 seriali (być na bieżąco) 
50. Iść 5 razy do teatru.
51. Minimum tydzień wytrzymać bez fejsbuka.

Rozwój:
52. Zrobić dwa kursy.
53. Zdać certyfikat z angielskiego
54. Nauczyć się nowego języka
55. Otworzyć własną świetlicę socjoterapeutyczną 
56. Ćwiczyć regularnie jogę!
57. Zrobić listę rzeczy, które mnie uszczęśliwiają
58. Być spełnioną panią prezes stowarzyszenia
59. Zaangażować się w wolontariat
60. Zaliczyć 10 szkoleń [1/10]
61. Zrobić kurs event managment
62. Zrobić tablicę marzeń
63. Regularnie korzystać z duolingo.com, 1000 godzin!
64. Znaleźć swoją specjalizację ;)

Podróże:
65. Wyjechać z przyjaciółką nad morze
66. Wyjechać z ekipą na wakacje.
67. Polecieć z siostrą do Londynu
68. Wyjazd w góry z przyjaciółmi zimą!
69. Jeszcze raz odwiedzić Włochy - praca?
70. Pojechać do Wrocławia
71. Wschód i zachód słońca nad polskim morzem
72. Pojechać gdzieś, gdzie mnie jeszcze nie było.

Sport:
73. Przećwiczyć 1000 godzin [26/1000]
74. Wykonać 1000 celnych rzutów do kosza.
75. Ukończyć 6 różnych wyzwań.
76. Wrócić do swojej poprzedniej wagi!
77. Zrobić 250 przysiadów bez przerwy :) [150/250]
78. Zrobić 200 brzuszków w ciągu :)
79. Przejechać na rowerze 1000 kilometrów. [35/1000]
80. Pójść na siłownię 200 razy - dla siebie :D
81. Zrobić 380 treningów Ewy Chodakowskiej [5/380]
82. Kupić BosuBall
83. Kupić rękawiczki do ćwiczeń
84. Kupić nową piłkę/kettla.
85. Skakać na skakance 800 godzin :)
86. Przećwiczyć 250 godzin na stepie [3/250]
87. Ułożyć plan treningowy na 3 miesiące.
88. 200 razy pójść na basen
89. Wytrzymać 5 minut deski! [1,5/5]

Zdrowie i uroda:
90. Oczyszczanie u kosmetyczki.
91. Zmiana fryzury.
92. Zrobić sobie 5 razy hybrydy
93. Zrobić sobie 200 razy maseczkę [4/200]
94. Kupić cały zestaw pielęgnacyjny kosmetyków
95. Nie jeść nic słodkiego przez 2 miesiące
96. 3 razy zrobić totalny detoks organizmu
97. Pić zdrowe i świeżo wyciskane soki regularnie
98. Nowa opcja makijażu!
99. Iść do dermatologa. 
100. Zrobić sobie manicure i pedicure u kosmetyczki pięć razy.

101. Zrób podsumowanie. 

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

[wyzwanie] Nie bądź głupia, Olka!

W końcu przyszedł czas na opublikowanie ostatniej części (trzeciej) lekcji, jaką dało mi życie. Właściwie będzie to coś, czego nie mogę się nauczyć, mimo że wciąż się z nią stykam, ciągle mam z tym na bakier i robię wbrew sobie, wbrew logice, wbrew mądrości. Dlatego właśnie najkrócej mówiąc, ostatnia najświetniejsza lekcja, jaką ciągle daje mi życie to po prostu nie bądź głupia, Olka!

Zapuściłam sobie genialne Now we are free skrzypcowe w wykonaniu Taylor Davis (PS. polecam mega!) i przyznaję się przed Wami do porażki, która spotyka mnie, co jakiś czas na mojej drodze. Może gdy to napiszę to się ogarnę. Nie, nie ogarnę, dalej będę głupia.

Okej, ile razy ktoś Wam powiedział, żeby uczyć się na błędach? Moi rodzice mi z milion razy o tym przypominali. Serio, nie przesadzam. Kolejny milion moja miłość i przyjaciele razem wzięci. A wiecie, co ja robię? Totalnie to olewam i zupełnie się na nich nie uczę.

Kiedy w piątą rocznicę związku siedziałam z facetem i płakałam mu w ramię, bo znowu (po raz trzeci) popełniłam ten sam błąd, powiedział mi właśnie słowa z tytułu tego postu. Nie bądź głupia, Olka. Nie trać życia. Odpuszczam sobie, wygrywa ze mną lenistwo albo coś, nie wiem. Moją taką wiodącą cechą jest właśnie nieuczenie się na błędach i ciągle popełnianie tych samych. Co ciekawe, za każdym razem jest nadzieja i samozaparcie, że następnego razu nie będzie, że w końcu postąpię właściwie.

Dalej jestem głupia.

Każdy czasami popełnia błędy. Ja mam dwa najczęstsze. Jak napisałam wyżej, odpuszczam, odechciewa mi się walczyć, przerywam walkę (o cokolwiek) i po prostu leżę, egzystuję. Nie ma, że potem płaczę, ubolewam i znowu krzyczę nad przepaścią, że kolejny raz dałam się zgnieść. Myślicie, że po takim dołku potem walczę dłużej, wytrwalej? Nie. Potrafię po tygodniu, miesiącu, a nawet po roku, kiedy jestem bliska osiągnięciu jakiegoś celu, marzenia, odpuścić, zapomnieć.

Drugi błąd jest taki piękny. Żyję przeszłością. Nie wiem, czy i Wam rodzice mówili, by patrzeć na to, co jest teraz. Patrząc wstecz, tracisz przyszłość. Moja mama i mój tata są najwspanialszymi ludźmi na świecie, wpoili mi dużo pięknej wiedzy, ale tego nie dali rady.

Kiedy miałam 13 lat i wchodziłam w swój pierwszy związek, ciągle wracałam myślami do momentów, kiedy byłam nieszczęśliwa, nie dbałam o niego, bo i tak uważałam, że to zaraz się skończy. Związek się rozwijał, ja razem z nim. Stawałam się lepsza i lepsza, a ja myślałam o tym, jak mogłam być taka głupia i marnować tyle czasu. Zaczął się trzeci rok naszego związku, poszłam do liceum, mogłam osiągnąć tyle w nim, a ja myślałam o tym, ile straciłam szans w gimnazjum, bo nie chciało mi się starać. Czwarty rok związku to pierwsze sukcesy w mojej strefie dziennikarskiej. Doceniałam? Nie. Zajmowałam się tym, że znajomości, które były dla mnie ważne w gimnazjum odpłynęły. Ubolewałam nad tym, czego nie ma. Piąty rok miłości, druga klasa liceum – szansa na sukcesy naukowe. Bam, zaprzepaszczone, bo rozpamiętywałam swoją przeszłą motywację do zmiany sylwetki, a w drugiej klasie liceum zachorowałam i kilogramy, które straciłam, nadrobiłam. No i trzecia klasa liceum. Nie żyłam maturą, o nie, nie. Zaczęłam pracować, by w końcu mieć swoje pieniądze, by nie musieć niczego sobie żałować, jak kiedyś.

Wołałam do swojego chłopaka, czemu nie może być dla mnie inspiracją, chociaż pomaga tylu obcym ludziom. A ja ciągle nie dostrzegałam, że był. Cholernie był. Tylko ciągle patrzyłam w przeszłość. A teraz? Teraz go nie ma przy mnie, siedzi w niebie (na pewno!) i teraz wiem, że jest inspiracją, ale rozpaczam, że go nie ma, że odszedł, że jakiś mężczyzna go zabił. A powinnam wstać i widzieć teraźniejszość. Uda się?


Chyba to już ostatnia szansa, żebym w końcu przestała być głupia, nie? Tyle refleksji nie mogłoby się zmarnować. W końcu musi do mnie dojść, że nie można wciąż żyć błędami. Przecież zmarnowałam już jedną piątą życia. Dwa błędy powtórzone kilkanaście razy, to powinno być karalne. Nie chcę być głupią Olką, macie jakieś sposoby, kochani? 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Sobota jest dla mnie jedynym wolnym dniem w miesiącu. Jedna sobota, nie każda, to zarazem straszne i piękne, bo przecież kocham swoją pracę i jaram się każdym jej momentem i spotkaną osobą. W końcu dzisiaj nadszedł ten upragniony dzień w miesiącu, ostatnia sobota sierpnia, cała doba wolna. Co z nią zrobić? Dzisiaj o moim ulubionym przepisie na idealny day off.

Pobudka
Jestem totalnie przyzwyczajona do wstawania bardzo wcześnie rano, tym bardziej tutaj, kiedy za oknem wita mnie niesamowite Morze Adriatyckie. Dzisiaj budzik nastawiony na 5:15, idealnie, by pobiegać. Uwielbiam zrobić sobie taką krótką przebieżkę po plaży, nawet przed pracą (dzięki Bogu, nie muszę się do niej malować, co by pewnie zabrało mi czas na sport). Nawet może się nie spodziewacie, ilu ludzi wstaje tak wcześnie okropnie, żeby pobiegać brzegiem morza. Multum! :)

A po bieganiu yoga challenge! Przyznam się, że to moje początki w tej kategorii i jestem zaskoczona, jak bardzo jestem spięta czasami.

Przyjemność po tysiąckroć
A po takiej dawce sportu – gorąca kąpiel z olejkami zapachowymi, lekkim światłem i nowym numerem Glamour ;). Ten wolny dzień poświęcam całkowicie na relaks, a jako kobieta uwielbiam dbać o swój wygląd, także jeszcze przed śniadaniem robię wszystko, co tylko mogę od góry do dołu, by przysłużyć się samopoczuciu i wyglądowi. Szczególną uwagę muszę poświęcać skórze, która po ciągłym przebywaniu na strasznym słońcu jest w jeszcze gorszym stanie.

Jedzenie
Na posiłki tutaj nie mam zbytniego wpływu, bo jem, co dają, a karmią naprawdę wyśmienicie. Uwielbiam chorwacką kuchnię, chyba równie mocno jak włoską. Staram się jednak nie popadać w skrajności i w szaleństwa, bo moje ćwiczenia nigdy mi nie wyjdą na dobre, jak będę tak żarła. Jednak w takie cudowne dni, jak dzisiaj, pozwalam sobie na wszystko, na co mam tylko ochotę. A na śniadanie zjadłam najlepsze chorwackie lody od ulubionego lodziarza. Mnóstwo kalorii, ale uśmiech na pół dnia.

Przyjaciele
W Chorwacji na początku byłam sama. Nie znałam nikogo, ale po jakimś czasie spędzania całych dni i tygodni z kilkoma, ciągle tymi samymi, ludźmi, zaprzyjaźniliśmy się bardzo. Teraz nie umiem sobie wyobrazić momentu, kiedy wrócę do Polski i będę musiała się z nimi rozstać, aż na rok. Wybraliśmy się dzisiaj razem na obiad (o siedemnastej, w sumie obiadokolację, ale nieważne), najlepsze smażone w panierce kalmary! Nigdzie lepszych nie jadłam lepszych i jestem w nich zakochana, mimo że nigdy nie byłam fanką owoców morza. A na deser wielkie ciasto orzechowe popite proskiem, czyli słodkim winem deserowym.

Niestety, za grzeszki się płaci, także po odsiedzeniu na plaży przyzwoitych dwóch godzin po obiedzie, całą ekipą poszliśmy palić nasze tłuszcze na siłowni. Mimo że najbardziej efektywna jestem, gdy ćwiczę samodzielnie, za nic nie oddałabym tych chwil męczenia się z mieszanką narodowościową. :)

Wieczór
Sobotni wieczór to zawsze czas na imprezę w gronie przyjaciół i współpracowników. Nasz (ulubiony!!!) pracodawca organizuje w ten jeden dzień w miesiącu party dla gości hotelu i dla pracowników, to słodkie :). Jest pełno żarcia, rakija, śliwowica, trawarica i kraśkovaćko leją się strumieniami, śmiechy, krzyki i pełne zdziwienia spojrzenia hotelowych gości i innych turystów, jak ci ludzie, którzy na co dzień są grzeczni, we frakach i tych innych badziewiach, potrafią się bawić i szaleć, oj potrafią i dają w kość ;)


I powiem Wam szczerze, że nawet jeśli muszę pracować 29, 30 dni bez przerwy, to mega to lubię. Chociażby dla tego, że warto czekać na ten jeden dzień! Teraz idę spać, bo jutro znowu praca. Trzeba czerpać z tego ostatniego miesiąca w tym roku, bo już na piątą pierwsza klientka! Kochana kobieta nikomu nie pozwoli się wyspać :)


PS. Kochana kobieta jest panią w wieku 59, która obiecała sobie, że do 60 urodzin schudnie i całkowicie odmieni swoje życie. Jest najbardziej inspirującą osobą na świecie, omg! 

czwartek, 27 sierpnia 2015

Promienie kultury: W pogoni za szczęściem

Pamiętacie moment w swoim życiu, kiedy spełniło się Wasze jakieś wielkie marzenie? Co wtedy zrobiliście? Popłakaliście się ze wzruszenia, skakaliście ze szczęścia czy może stanęliście jak wryci i zupełnie nie wiedzieliście, co zrobić? Nabieraliście powietrza, mieliście ochotę krzyczeć? To jest najpiękniejszy widok na świecie! 

Właśnie obejrzałam W pogoni za szczęściem. Jestem pod wielkim wrażeniem, niesamowicie na mnie wpłynął… uwielbiam takie filmy, które kryją w sobie tyle prawdy. Momentalnie, gdy skończyłam oglądać, włączyłam go jeszcze raz, by wyłapać wszystko, co przegapiłam za pierwszym razem. Czy jest ktoś, kto nie zna tych najsłynniejszych słów, które wypowiada Chris do swojego syna? Wiecie, jak bardzo żałuję, że w moim życiu nie było nikogo, kto by powiedział do mnie coś takiego? Być może wtedy nie zrezygnowałabym z wielu marzeń, które miałam, ale gdy życie rzuciło mi kłody pod nogi – rezygnowałam, po jednym niepowodzeniu, odrzucałam pragnienie, jak najdalej od siebie, by o nim zapomnieć.

Znacie ten film? Jeśli nie, to uwaga, spoiler alert. Facet, któremu nigdy się nie powodziło, który spotkał w swoim życiu, mnóstwo, mnóstwo i jeszcze raz mnóstwo przeciwności. Mimo że czasami nie miał siły, był zupełnie zniechęcony i w beznadziejnej sytuacji, to ani razu się nie poddał. Walczył nie tylko o siebie, ale też o dobre, szczęśliwe i udane życie dla swojego dziecka. Miał podwójną motywację, by walczyć. I to właśnie piękne. Mimo wszystkich potknięć, miał ogromną świadomość swojego potencjału, możliwości i zdolności.


Historia Chrisa Gardnera nauczyła mnie bardzo dużo. Wiecie, jak to jest, człowiek narzeka, kiedy tylko coś mu nie pójdzie albo musi z czymś poczekać trochę dłużej niż by chciał. Jest wkurzony i zniechęcony. Po kilku razach, kiedy mu się nie udaje, po prostu zaczyna wierzyć, że i tak nic mu się nie uda, że po co się starać. Po to walczyć, by znów odnieść porażkę? To wszystko byłoby bez sensu. Zmiana myślenia. Zawsze jest szansa, że osiągniesz sukces, nawet jeśli całe życie to jedna wielka porażka, nie zniechęcaj się i walcz do końca. Budujesz swoją wartość. 

wtorek, 25 sierpnia 2015

Dreams do come true!


Tak mogę pracować! :)

Praca nad sobą się opłaca, opór, zachłanność i szaleńcza chęć spełnienia jakiegoś marzenia albo jakiegoś celu, byle być o krok dalej. 

Kilka dni temu przekroczyłam swoją granicę. Jestem tak dumna z siebie, że umiem latać. Nie jestem szczęściarą, na wszystko zapracowałam swoimi rękoma, umysłem (mniej), pragnieniami i kombinowaniem, co zrobić. 

Praca jest moją pasją. W końcu! Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu mi się to uda osiągnąć. Połączyłam pożyteczne z niesamowicie przyjemnym. Da się. 

http://weheartit.com/qeteOne

sobota, 22 sierpnia 2015

Bądź pasjonujący

Zainspirowaliście mnie. O, tak, już dawno odczuwałam potrzebę wypowiedzenia tych słów. Wy, którzy tu wchodzicie spowodowaliście, że pół nocy nie spałam, myśląc, jak to jest z nami, a dokładnie co jest naszym hobby, naszą pasją, co zajmuje nam całe dnie i wszystkie myśli?
http://weheartit.com/ioanapacurarcristina

W głowie mi się zupełnie kotłuje i nie wiem, od czego mam zacząć, tyle chciałabym Wam napisać, przekazać... na swojej drodze już zdążyłam poznać kilku ludzi, którzy byli nieszczęśliwi, bo myśleli że nie mają pasji, to jest jak najbardziej błędne przekonanie, ponieważ każdy z nas ma coś, co go uskrzydla, nie każdy jednak potrafi to odkryć i w sobie pielęgnować z czystą i piękną świadomością.

Sprawą najbardziej fundamentalną jest świadomość tego, czym jest dla nas pasja. Dla mnie to powód do życia, codziennie rano wstaję i moje myśli od razu wędrują do tego, co najbardziej kocham. Pasja napędza do działania, chcesz się rozwijać, być coraz lepszy i zdobywać kolejne szczyty. Tak naprawdę pasja to stan umysłu, to energia i uśmiech na twarzy, to radość. To momenty, kiedy robisz coś dla siebie, bez przymusu, jedynie dla tej przyjemności.

Wiecie, co najbardziej uwielbiam w życiu? Jest fascynujące. Jest genialne, jest piękne. Tyle rzeczy na świecie, które skupiają na sobie moją uwagę, tyle przyciąga mój uśmiech, tyle chciałabym wiedzieć, mieć, zrobić, mnóstwo osiągnąć. Poszerzanie swoich horyzontów to coś wspaniałego. Otwartość na świat i na ludzi, szczególnie na osoby, które spotykam na swojej drodze, słuchanie ich uważnie, kiedy mówią o swoim życiu i o pasjach.
http://weheartit.com/ann_so01

Wsłuchaj się w siebie, zaufaj temu, co mówi serce. Codziennie rób to, co przynosi Ci radość, moda, uroda, ciekawostki o kosmetykach, sport, zdrowe odżywianie, internet, historia, obojętnie co. Znajdź to, do czego chętnie zawsze wracasz i idź w tym kierunku.

To bardzo istotne, by znaleźć pasję. To ona przynosi nam ogromne korzyści, z których moje ulubione to motywacja, inspiracja, poczucie własnej wartości, a wśród nich wygrywa łatwość w znalezieniu celu, sensu życia, ustalenie sobie punktu, do którego chce się dążyć i go zdobyć, żyć dla niego. Warto!


Długo szukałam swojej pasji. Dzisiaj wiem, że są nią zmiany. Moje, innych ludzi, zmiany siebie, świata, zmiany wszystkiego, to ludzie, ich historie, ich uśmiechy i łzy, ich słowa. Żyję dla nich, zdobywam i pracuję. W sumie mogę powiedzieć, że mnie uskrzydlacie.